Chociaż nie ma już tygodnia bez takich alarmów – może to być zbytnie demonizowanie kryzysu, który faktycznie jest ciężki (Grecja, Portugalia, et consortes). Owa gangrena przyjść musiała, i zbędne są tu misterne eksperckie diagnozy na temat przyczyn, bo całkowicie wyczerpuje temat prosta prawda: nie da się w nieskończoność wydawać więcej niż się zarabia, spłacając nowymi długami stary dług. Vulgo: permanentne kredyty i wirtualne biliony nie gwarantują, iż hossa będzie dozgonna, więc czasami spekulacyjne gry brzydko się kończą, i wtedy rozgrywający ma Katzenjammer. Berlin rozgląda się za eine grosse zsiadłe mleko...
Aczkolwiek do wspólnej unijnej kasy dorzucają się jak do karcianej puli wszyscy siedzący wokół unijnego stołu (T. Cukiernik wyliczył, iż tego roku Polska wpłaci 44,5 miliarda złotych więcej niż zyska!) – wiadomo, że głównym płatnikiem/kasjerem Unii są Niemcy. „Sponsorują" UE od lat, bez nich Unia już dawno poszłaby z torbami. Dzięki temu mają prawo trzymania steru/tasowania kart/ustalania reguł gry/rozkazywania. Nawet kiedy trzeba grać bardzo ostro, jak choćby wtedy, gdy z „tylnego siedzenia" rozgrywali „kartę bałkańską" (1999), kradnąc Serbii serbską macierz, Kosowo, które jest teraz państwem bandyckim, narkotykową bramą kontynentu, bo rządzi tam główny przestępczy kartel Europy.