Z rozdroża naprawdę musiałem już szybko drałować do Domu Literatury, by wygłosić tam laudację na cześć nagrodzonego tomu poezji Wojciecha Wencla – o tym napiszę osobno. W każdym razie wydostałem się z tłumu bez najmniejszych problemów, po drodze mijając potłuczone szkło, zdemolowany samochód TVN Meteo (?) i bardzo liczne aż do Nowego Światu grupy z biało-czerwonymi flagami, najwyraźniej tak jak ja opuszczające demonstrację.
Oficjalnym zakończeniem Marszu była „noc wolności", czyli wspaniały bal w Hotelu Europejskim, który udał się znakomicie. Z dumą pochwalę się, że prowadziłem z żoną poloneza w pierwszej parze, niczym mickiewiczowski Podkomorzy, i że na balowej aukcji przyniesiona przez mnie butelka ulubionego burbona „Old Grand Dad", rozsławionego przez Chandlera (to nim właśnie Marlowe leczy wstrząśniętego Terry'ego Lennoxa w „Długim Pożegnaniu") z moją dedykacją osiągnęła zawrotną sumę 4200 zł ? tak hojnie wsparł szlachetną sprawę młody przedsiębiorca z mieczykiem chrobrego w klapie, takim samym, jaki nosił mój wspomniany już śp. dziadek. I wcale nie wiem, czy była to najwyższa cena wylicytowana tego wieczora, a właściwie już nocy.
Wracając do Marszu ? w czym właściwie brałem udział? Powiedziałbym, że w potężnym Marszu Protestu Przeciwko Blokowanu Marszu Niepodległości. Bo, jak mówiłem, wszyscy ludzie, z którymi rozmawiałem, myśleli podobnie jak ja. I podobnie jak ja zdawali sobie sprawę, że w ten sposób działa, i za rok zadziała jeszcze silniej, mechanizm nakręcany przez manipulatorów z „jednej z warszawskich kawiarni" i z Czerskiej. Niedawny wstępniak Seweryna Blumsztajna, w którym już zapowiedział on, że w przyszłym roku siły narodowo-katolickie będą jeszcze liczniejsze, a niebawem wejdą do Sejmu i może nawet rządu, dowodzi, że ludzi ci nie robią tego z głupoty, ale zupełnie świadomie. Oni po prostu potrzebują nienawiści do „faszystów", żeby nią zarządzać, żeby mieć siłę szczucia, judzenia i ogłupiania „młodych wykształconych z dużych miast" ? tylko na tej nienawiści mogą budować swą siłę, gdy poziom życia spada i będzie spadać. A mała grupka kiboli czy skinów to za mało, by odpowiednio nienawiść nakręcić; trzeba, żeby „faszystów" były tysiące, wiele tysięcy, i żeby w Święto Niepodległości lała się krew. Te motywacje „Porozumienia 11 listopada", czy raczej kogoś, kto za stoi za nim i za „pożytecznymi idiotami" zatrudnionymi do reklamowania „pokojowej blokady" są dla mnie oczywiste jak w pysk dał.
Dlaczego w takim razie, wiedząc to, wspieram Marsz? Zwłaszcza, że nie wszyscy jego uczestnicy, delikatnie mówiąc, są sympatyczni?
Na to pytanie, zadane dziś przez Piotra Zarembę i Tomasza Terlikowskiego, odpowiem tak samo, jak odpowiedziałem Joasi Lichockiej w rozmowie dla niezależna.pl: bo trzeba. Bo jeśli zostawilibyśmy w ubiegłym roku narodowo-radykalnych samym sobie, ograniczając się do potępienia lewicowej przemocy w felietonach i komentarzach, to w tym roku bandyci z antify wespół z niemieckimi towarzyszami rozbiliby procesję Bożego Ciała, nie mówiąc o marszu pamięci w rocznicę Smoleńska, który już przecież „pożyteczni idioci" uznali za faszystowski z powodu paru zapalonych pochodni. Nie wiem, kto spalił wóz TVN-owi, i przykro mi, jeśli był to ktoś, kto miał coś wspólnego z moim Marszem, ale jeśli nie chcemy wkrótce zobaczyć w Warszawie anarchistów demolujących kościoły, jak w Rzymie, ze świętoszkowatym błogosławieństwiem plotących najobłudniej o „nie podleganiu nienawiści" autorytetów i animatorów „jednej z warszawskich kawiarni" ? to musimy tego dnia iść ramię w ramię z ONR, tak długo, jak długo to nie on, ale jego wrogowie łamią prawo.
Lewica i salon stosują przecież starą, stalinowską socjotechnikę niszczenia przeciwnika „po plasterku". Sami nie wstydzą się związków z maoistami, trockistami i zwykłymi bandytami, jeszcze na dodatek z Niemiec ? ale wykorzystując siłę swego medialnego kłamstwa i swoich pożytecznych idiotów bezustannie każą się nam odcinać od „skrajności", by, zlikwidowawszy jako skrajność jedną część prawicy, natychmiast ogłosić „skrajną" kolejną, i powtarzać tę operację aż do skutku. Nie widzicie tego, koledzy, pytający mnie dziś retorycznie, czy dobrze się czuję, kiedy koło nie jakiś narodowo-radykalny głosi pogardę dla „pedałów"?