Roześmiane buzie premierów Morawieckiego i Orbána, pozujących na zwycięzców unijnego szczytu, mogą być materiałem na propagandowe migawki albo złośliwe memy, ale nie mówią o wyniku gry.
Wcale nie dlatego, że wielkie pieniądze, jakie Unia przeznaczy na odbudowę po pandemii, nie są – wedle panów premierów – obwarowane przestrzeganiem praworządności, a wedle zapisów porozumienia są, chociaż pośrednio. Zresztą Parlament Europejski wyraził sprzeciw i negocjacje jeszcze się nie zakończyły. Stawką jest przyszłość, a może nawet samo istnienie Unii. Już od dawna wiadomo, że jeżeli nie nastąpią zasadnicze zmiany, przejdzie ona w niebyt, jak sklerotyczna babcia, do której parę lat temu trafnie porównał ją papież Franciszek.