Prawo i Sprawiedliwość odpuszcza niezwykle kontrowersyjny projekt ustawy gwarantującej wieloletnią nieusuwalność prezesów największych strategicznych państwowych spółek nawet po przegranych przez tę partię wyborach w przyszłym roku. Ale próżno się tu doszukiwać dobrej woli czy jakiegoś eleganckiego gestu: PiS nie zrobiło tego z powodów wizerunkowych. Choć owszem, ten projekt został odebrany jako wyraz paniki i braku wiary w to, że partia Jarosława Kaczyńskiego może wygrać przyszłoroczne wybory. A także jako brutalny skok na stołki, który opozycja szybko ochrzciła mianem „Koryto+”. I nic dziwnego, że prezydent Andrzej Duda miał interweniować, że takiego kolesiostwa swoim podpisem firmować nie będzie. Nie takie rzeczy jednak PiS robiło, nie takie decyzje podejmował Jarosław Kaczyński.
Wycofanie się z tej ustawy wynikać może z czegoś zupełnie innego: otóż PiS jest dziś zbyt słabe, by zapanować nad interesami poszczególnych frakcji. Wejście w życie ustawy o sposobie powoływania szefów strategicznych spółek wywołałoby (a być może już wywołało) tak potężną wewnętrzną burzę, że Jarosław Kaczyński przeraził się, że nie będzie w stanie tych różnych sprzecznych apetytów opanować.
Czytaj więcej
Klub PiS wycofuje projekt dotyczący m.in. utworzenia rady ds. bezpieczeństwa strategicznego – poinformował w środę rzecznik prasowy PiS Radosław Fogiel.
Konflikty wewnętrzne i różne grupy interesów stały się tak silne, że ustalenie nowego układu sił w spółkach byłoby jak otwarcie puszki Pandory – wywleczeniem wszystkich konfliktów, animozji i napięć. Zaraz do prezesa pobiegliby zwolennicy Jacka Sasina, pytając, dlaczego jakieś stanowiska dostają ludzie Mateusza Morawieckiego, albo na odwrót. Swojej doli zażądałaby Solidarna Polska, a także wszystkie kolejne frakcje, grupy, partie, partyjki i kanapy, z których składa się dziś patchworkowy obóz Jarosława Kaczyńskiego.
I w ten sposób pomysł kończy tak samo, jak dziesięć lat temu pomysł Jana Krzysztofa Bieleckiego, który zaproponował Donaldowi Tuskowi utworzenie komitetu nominacyjnego do spółek Skarbu Państwa. Wywołało to wielki ferment w Platformie, szczególnie we frakcji Grzegorza Schetyny, który bał się, że nie chodzi o stworzenie żadnych obiektywnych kryteriów powoływania prezesów, ale o zrobienie czystek i osłabienie jego ludzi. I ostatecznie Tusk się z tego pomysłu wycofał.