Z Konradem Szymańskim, który od siedmiu lat był odpowiedzialny za polską politykę europejską, wielu się nie zgadzało. Ale nawet w szeregach opozycji dominowało przekonanie, że to rzetelny fachowiec. Gdy jeszcze miał możliwość manewru, prowadził na tyle skuteczną grę w Brukseli, że powszechnie krytykowane zmiany w polskim wymiarze sprawiedliwości nie przekładały się na utratę przez Polskę miliardów euro.
Rządowa koalicja weszła jednak w inny etap. Jarosław Kaczyński stał się zakładnikiem Zbigniewa Ziobry, którego odejście w warunkach galopujących cen oznaczałoby utratę władzy przez PiS. A i sam prezes doszedł do wniosku, że w świecie, którym rządzą emocje, wyborcy dadzą się przekonać o odpowiedzialności Unii, a w szczególności Niemiec, za katastrofalną sytuację gospodarczą Polski. Zgodnie z tą narracją lepsze są mrzonki o 1,3 biliona euro reparacji, jakie miałby wypłacić kiedyś Berlin, niż bardzo realne 35 mld euro, które oferuje Bruksela.
Wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk, mistrz brutalnych ataków na Niemcy, który zastąpi Szymańskiego, jest znakomitym wykonawcą takiej polityki. W jego otoczeniu można usłyszeć, że mimo wojny w Ukrainie Polska może sobie pozwolić na otwarty konflikt z najważniejszym partnerem w Unii, bo nad naszym bezpieczeństwem czuwa Ameryka.
Czytaj więcej
Konrad Szymański odszedł z rządu „na własne życzenie”, a na stanowisku ministra ds. Unii Europejskiej zastąpi go Szymon Szynkowski vel Sęk, dotychczas sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Tym razem instynkt polityczny może zawieść Kaczyńskiego. Prezydent USA Joe Biden nie zapałał wiosną tego roku nagłą miłością do PiS, tylko uznał, że wobec zagrożenia rozlaniem się wojny w Ukrainie na kraje flanki wschodniej NATO musi przynajmniej na jakiś czas ułożyć się z Warszawą. Zależnie od rozwoju sytuacji za naszą granicą, ale także wyniku wyborów prezydenckich w USA za dwa lata, podejście Waszyngtonu do Polski może więc ulec zasadniczej rewizji.