Demonstracje na ulicach Warszawy są zjawiskiem częstym. Zwłaszcza od 2015 roku, czyli od chwili, gdy PiS przejęło władzę. Jednak rzadko zdarza się, by spacerując po centrum Warszawy można było natknąć się na demonstrację, w której uczestniczą samorządowcy, w tym prezydenci największych miast w Polsce.
Tak było w piątek. Przyczyną był kryzys energetyczny, który wyrasta na jeden z najważniejszych tematów tej jesieni i zimy. Samorządowcy, w tym prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski sprzeciwiali się horrendalnym podwyżkom cen prądu. Z drugiej strony rząd zapewniał już w tym tygodniu, że do takich podwyżek nie dojdzie, a cały protest ma charakter czysto polityczny.
Czytaj więcej
"Schowajmy legitymacje partyjne w do szuflady, zamknijmy je i bez względu na to co nas różni szukajmy tego co nas łączy" - napisał w liście otwartym do samorządowców premier Mateusz Morawiecki. I zapowiada wypłatę dodatkowych środków.
Samorządowcy ze wspomnianego wcześniej stowarzyszenia mówili dziś jednym głosem: z jednej strony o tym, że rząd przez lata „kroi” samorząd z funduszy, a z drugiej - że gdy trzeba, to samorządowcy są potrzebni. Nie zabrakło jednak akcentów dotyczących przyszłorocznych wyborów. Prezes stowarzyszenia Tak! Samorządy Dla Polski Jacek Karnowski mówił wprost o tym, że obywatelska mobilizacja może doprowadzić do zmiany władzy.
To nie zmienia faktu, że na wtorek samorządowcy z największych polskich miast dostali zaproszenie na spotkanie w KPRM z premierem Mateuszem Morawieckim. Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski zapowiedział, że będzie to „twarda i merytoryczna” rozmowa. Bo zarówno rząd, jak i samorządowcy nie mogą w obecnych czasach pozwolić sobie na budowanie wrażenia w oczach opinii publicznej, że nie chcą rozmawiać. Nawet jeśli obydwie strony w tej chwili tak wiele dzieli.