W Kościele katolickim trwa synod biskupów o synodalności. Nie wzbudza on – choć powinien – takiego zainteresowania jak synody o rodzinie (2014 i 2015) i Amazonii (2019), na których dyskutowano m.in. kwestię dopuszczania osób rozwiedzionych do komunii czy ewentualnego zniesienia celibatu dla księży. W dobie kryzysu, który przeżywa Kościół zarówno jako instytucja, jak i wspólnota ochrzczonych (widać to doskonale w Polsce), otwarta i szczera dyskusja o problemach oraz wyzwaniach jest bardzo potrzebna. Można wręcz kolokwialnie stwierdzić, że miał papież „nosa”, by taki synod zwołać i podzielić jego prace na trzy etapy: diecezjalny, kontynentalny i powszechny.
Etap pierwszy, czyli ten na poziomie najniższym, w diecezjach, właśnie dobiega końca. Zespoły synodalne opracowują i publikują już pierwsze syntezy. Z dużej liczby raportów wynika, że zaangażowanie księży w organizację spotkań synodalnych z wiernymi było dość mizerne (w niektórych diecezjach spotkania takie odbywały się tylko w ok. 30 proc. parafii). Archidiecezja gnieźnieńska jako jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy wskazuje m.in. na „brak zachęty ze strony księży” do udziału w synodzie, a gnieźnieńska wskazuje wprost na negację „idei synodu przez świeckich i księży”. I choć w wielu miejscach „spotkania były zdominowane przez proboszcza, który nie dopuszczał do rozmowy o sprawach parafii” albo „nie dopuszczał do wymiany zdań” (z raportu gnieźnieńskiego), to jednak w wielu parafiach nastąpiło otwarcie się na słuchanie.
Źle byłoby zakończyć dialog, bo jakiś etap synodu dotarł do końca
Watykan nie dał wskazówek, jak napisać syntezy. Stąd niektóre są cukierkowe, a ich autorzy nie dostrzegają w Kościele żadnych problemów. Jest dobrze. To opracowania bez żadnej wartości.
Ale zdecydowana większość diecezji zdobyła się na odwagę i napisano o krytycznych uwagach, jakie zgłaszają czy to sami księża, czy uczestniczący w synodzie wierni. Nie ukrywano zatem, że niepokój ludzi wywołuje np. nieumiejętność rozliczenia się Kościoła z przestępstw wykorzystywania seksualnego. Nie ukrywano, że duża część duchownych zamyka się przed świeckimi, że nie mają dla nich czasu, a Kościół jest swoistym „punktem usługowym” z sakramentami. Sporo zastrzeżeń pojawiło się pod adresem kazań (za dużo w nich polityki, za mało realnego życia) czy listów biskupów (za długie i pisane niezrozumiałym dla przeciętnego odbiorcy językiem).