Do rozpętania burzy wystarczył medialny przeciek. Przed paroma dniami portal Politico opublikował wstępną wersję wyroku amerykańskiego Sądu Najwyższego, który obala precedens prawny po sprawie Roe vs. Wade z początku lat 70., uznający aborcję za prawo chronione konstytucyjnie. Tak jak decyzja sprzed pół wieku otwierała szeroko bramy amerykańskiego prawodawstwa dla legalnych zabiegów przerywania ciąży, tak dzisiaj odwołanie tego wyroku może oznaczać ich radykalne ograniczenie. Decyzja będzie bowiem należała do poszczególnych stanów, a szacuje się, że około 30 z nich aborcję zdelegalizuje bądź znacząco ograniczy.

W całym kraju dochodzi do licznych, nieraz bardzo brutalnych protestów. Budynek Sądu Najwyższego w Waszyngtonie został otoczony specjalnym, mierzącym 2 metry płotem. Sędziowie o konserwatywnych poglądach odwołują swoje publiczne wystąpienia. Nie wiadomo jeszcze, czy będzie to wszystko miało wpływ na zmianę ich decyzji w kwestii legalności aborcji. Ale jest to dobra okazja, by się zastanowić, dlaczego właśnie aborcyjne protesty przyjmują tak gwałtowną, niespotykaną formę. I to nie tylko w USA czy Polsce, ale właściwie we wszystkich krajach, gdzie kwestia ta staje się przedmiotem publicznej debaty.

Czytaj więcej

Czy Sąd Najwyższy podważy orzeczenie Roe v. Wade? Aborcja i wielka polityka w USA

Moment, w którym zaczyna się o niej mówić, jest tym, gdy przemoc z higienicznego zacisza lekarskich gabinetów wypływa na ulicę. I nawet jeśli – jak zwolennicy jej legalności – będziemy podawać w wątpliwość człowieczeństwo unicestwianych w łonach ich matek płodów, nie zmienia to faktu, że pozostaje to wciąż akt przemocy. Brutalnej i krwawej. I powszechnej, bo jak szacuje Amnesty International, średnio jedna na cztery ciąże jest dziś na świecie kończona aborcją. I to na świecie głoszącym swój fundamentalny sprzeciw wobec przemocy jako takiej. Przykładowo, miażdżąca większość zwolenników legalnego przerywania ciąży uznałaby zapewne skarcenie dziecka klapsem za poważne przestępstwo.

Aborcyjna przemoc tętni stale pod powierzchnią naszych społeczeństw. Chwila, gdy pochylają się nad nią prawodawcy, jest jedynie tą, w której daje ona znać o swoim istnieniu.