Jak wiadomo, Pierwsza Rzeczpospolita, zanim została rozebrana przez sąsiadów, stała się państwem upadłym. Upadanie trwało wystarczająco długo, aby rządzący Polską mogli to zatrzymać, ale – jak pisał o nich von Clausewitz – „byli nazbyt Tatarami, aby życzyć sobie takiej zmiany. Ich nikczemne obyczaje państwowe i niezmierzona lekkomyślność szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść".
Obserwując postawę obecnego rządu naszego kraju wobec pandemii, nieuchronnie nasuwają się porównania z Pierwszą Rzeczpospolitą z okresu jej upadku. I jeszcze raz Clausewitz: „zagłada Polski nie jest wcale tak niepojęta, jak się wydaje". Dziś także bezradność rządu wobec pandemii nie jest tak niepojęta, jak mogłoby się wydawać. Jest to wszakże bezradność na własne życzenie, które przy tym świetnie ilustruje sposób sprawowania władzy i traktowania Polski przez obóz Zjednoczonej Prawicy.
Nieszczęsny „gen wolności"
O tym, że Pierwsza Rzeczpospolita w wersji upadłej, tej od końca XVII w. do rozbiorów, wróciła do polskiej polityki początku lat 20. XXI wieku, świadczy kilka istotnych cech tej pierwszej, które widać gołym okiem w tej drugiej. I to tych cech, które doprowadziły do jej upadku.
Po pierwsze, to idea „złotej wolności". Co chwilę słyszymy tłumaczenia rządzących, że w Polsce nie da się wprowadzić ani obowiązkowego szczepienia przeciwko covidowi, ani takich restrykcji, jakie są stosowane w innych krajach UE, ponieważ Polacy mają „gen wolności" czy też „gen sprzeciwu". Trudno to zrozumieć, bo przecież wiele innych narodów europejskich, z Włochami i Francuzami na czele, mogłoby iść z nami w zawody pod tym względem. A jednak wprowadzono tam rygorystyczne ograniczenia i jest znacząco wyższy poziom szczepień.
Z tym rzekomym genem wolności, czyli odgrzewaniem tradycji „złotej wolności" wiąże się liberum veto. Obecnie polega to na niezdolności Sejmu do przyjęcia ustaw skutecznie zwalczających pandemię. Niewielka większość obozu władzy sprawia, że sprzeciw kilku, niekiedy wręcz jednego lub dwóch posłów wołających „nie pozwalam" wystarczy jako usprawiedliwienie, by nie robić nic. Przedłużeniem paraliżu Sejmu w tej sprawie jest na szczeblu rządowym zupełne poniechanie jakichkolwiek działań ograniczających skalę dramatu. Minister zdrowia w czasach pandemii, której śmiertelną ofiarą padają kolejne dziesiątki tysięcy Polaków, ogranicza się do roli sprawozdawcy, który w odróżnieniu od sprawozdawcy sportowego, bez żadnych emocji, ogranicza się do codziennego podawania do wiadomości nowej liczby zgonów. Zaś antyszczepionkowi siewcy śmierci nie tylko bezkarnie uprawiają swoją dywersję, ale są jeszcze hołubieni przez władzę, bo to od nich zależy jej trwanie. A przecież Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, który jest podstawową międzynarodową gwarancją naszych wolności, wyraźnie stanowi, że zawarte w nim swobody mogą być ustawowo ograniczane w razie zagrożenia dla zdrowia publicznego. Rząd Zjednoczonej Prawicy woli udawać, że o tym nie wie.