Piszę te słowa pod wrażeniem kolejnej francuskiej adaptacji historii Arsene'a Lupina, dżentelmena włamywacza, wymyślonego grubo ponad sto lat temu przez Maurice'a Leblanca. W najnowszej wersji człowieka zafascynowanego tą postacią gra ciemnoskóry Omar Sy, którego mogą państwo pamiętać z głośnych „Nietykalnych".
Tak się złożyło, że w tych dniach telewizyjną premierę miał film „Na noże" według Agathy Christie z gwiazdorską obsadą i jeszcze lepszą intrygą. W Ameryce ogłoszono zaś kolejną, serialową tym razem, adaptację „Wielkiego Gatsby'ego" według powieści Francisa Scotta Fitzgeralda. Nie wiem, czy jest sens dodawać do tej wyliczanki niedawne adaptacje Aleksandra Dumasa, Edgara Allana Poe czy Conan-Doyle'a (by pozostać przy przykładach z Anglii, Francji i USA). Wszystkie wymienione książki były już wielokrotnie przenoszone na ekrany i robi się to po raz kolejny. Najwyraźniej producenci uważają, że jest publiczność zainteresowana kolejną interpretacją klasyki literatury popularnej (specjalnie na niej właśnie się skupiam). I najwyraźniej to dobrze działa, skoro cyklicznie się powtarza. Niestety, nie u nas.
W czasach PRL-u można to było jeszcze jakoś tłumaczyć, bo ja wiem, choćby ograniczeniami cenzuralnymi czy budżetowymi. Ale wtedy się udało i z Sienkiewiczem (pierwszorzędny pisarz drugorzędny), i z Dołęgą-Mostowiczem (genialny „Nikodem Dyzma" z Wilhelmim), a nawet z Mniszkówną (hitowa „Trędowata"). A teraz się nie udaje. Dlaczego? Zapewne dlatego, że nikt nie próbuje.
Dlaczego klasycy? Dlaczego wraca się do nich i zarabia na tym w krajach, które powyżej przywoływałem? Zapewne dlatego, że wszyscy te książki znają ze szkoły i z telewizji. I chętnie obejrzą nową wersję ze współczesnymi gwiazdami. Nikt pewnie nie myśli o tym, że to umacnia kulturową tożsamość społeczeństwa, choć tak przecież jest. W Polsce wiele się o tym w ostatnich latach mówi, ale niewiele robi. Czy to się może zmienić? Nie jestem optymistą. I nie jestem też wcale pewien, czy chodzi tu tylko o finansową mizerię naszej kinematografii, czy może raczej o to, że byle reżyser u nas uważa, że pisze lepiej od Sienkiewicza. Pewnie dlatego, że Sienkiewicza nie czytał.
Autor jest publicystą, scenarzystą, satyrykiem