Jeśli kogoś zaskoczyło, że gwiazdą konferencji prasowej nowej federacji sztuk walki był gangster z Pruszkowa, niejaki „Słowik", to znak, że nie obserwuje zbyt uważnie polskich mediów. Abstrahując od intelektualnych walorów organizatora imprezy Marcina Najmana, sama idea zaangażowania bandyty w promocję jest logiczną konsekwencją tego, co się w polskim show-biznesie dzieje.
Media natychmiast przypomniały sobie o znajomości „Słowika" z Jarosławem Jakimowiczem, w owym czasie gwiazdą filmu „Młode wilki", której sam zainteresowany bynajmniej nie ukrywał. Nie żebym to chciał usprawiedliwiać, ale było to naprawdę dawno. I w porównaniu z tym, co dzieje się dziś, może uchodzić za niewinną igraszkę. Przede wszystkim dlatego, że nikt w tamtym czasie nie lansował bandytów w mediach. Na tym polega różnica między niezdrową fascynacją a akceptacją, z którą mamy do czynienia dzisiaj.
Zaczęło się kilka lat temu od serii książek (głównie wywiady-rzeki) ze skruszonym gangsterem „Masą" w roli bohatera. Opublikowała je oficyna Prószyński, a napisał Artur Górski. I wydawca, i faktyczny autor pojawili się tu z nazwiska, jako że powinni się tego wstydzić. Nie dość, że książki wybielały bandytę, to jeszcze służyły zarabianiu na przestępstwie. Ich zawartość trudno nazwać inaczej niż bełkotem, a jednak stały się bestsellerami.
Ale spójrzmy na to, co dzieje się dziś. Gwiazdą programu „Królowe życia" stała się Dagmara Kaźmierska, którą już kilka miesięcy temu opisał „Super Express". Jest to osoba skazana za stręczycielstwo, zmuszanie do prostytucji i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Kierownictwu kanału TTV, który należy do grupy TVN, to jednak nie przeszkadza.
W tym samym czasie Netflix pokazuje film „Jak pokochałam gangstera", gdzie znany bandyta „Nikoś" przedstawiony jest jako bardzo fajny facet. Skoro był taki sympatyczny, to człowiek się zastanawia, dlaczego zabito go w gangsterskich porachunkach?