Uroczysty zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdyni z okazji 30. rocznicy Sierpnia 80 nie powinien być spotkaniem i miejscem na formułowanie żądań, negocjacje czy zajmowanie się polityką. To miała być uroczystość z okazji święta "Solidarności" i w związku z tym jak święto powinna zostać potraktowana. Mieliśmy się cieszyć z tego, że po wielu, wielu latach możemy się spotkać i ze spokojem wspominać dawne czasy. Tak się jednak nie stało.
[srodtytul]Kopniaki dla premiera[/srodtytul]
Scenariusz tego zjazdu został przygotowany inaczej, niż powinien. Liderzy "Solidarności" wiedzieli, do czego tak skonstruowany plan może doprowadzić, i nie chcieli temu przeciwdziałać. Na zjazd zaproszono na przykład premiera Donalda Tuska. Ale przyjrzyjmy się, jak wyglądało wystąpienie szefa rządu.
Można je obrazowo przedstawić tak: ktoś zaprasza mnie do swego domu na uroczystość, ale już w drzwiach dostaję kopniaka. Wchodzę jednak do środka, próbuję dziękować za zaproszenie i wtedy dostaję kolejnego kopniaka. Wychodzę, a kolega zrzuca mnie ze schodów. Tak właśnie został potraktowany premier, którego wystąpieniu od samego początku towarzyszyły gwizdy i buczenie. Dlatego zapytał: "Gdzie jest tamta "Solidarność" sprzed lat?".
Niestety, żaden z organizatorów zjazdu nie zareagował. Dlaczego? Bo nikt nie chciał zareagować. Mimo że wszyscy dobrze wiedzieli, do czego taka sytuacja może doprowadzić. Nie chcę sugerować, że to było z góry zaplanowane, nie wiem tego. Wiem natomiast, że brak reakcji organizatorów spotkania rzuca złe światło. Rozmawiałem z wieloma delegatami na zjazd, którzy byli oburzeni tym, co się stało.