Z jednej strony fakt, że potencjał naszego rynku przewozów pasażerskich dostrzegają kolejni duzi gracze, powinien cieszyć. Kraj się rozwija, ludzie chcą podróżować, rośnie ich średnia siła nabywcza, więc zaczynają jeździć, latać, zwiedzać. Konkurencja sprawia, że bilety są tańsze, co podnosi ich dostępność. Z drugiej, ta ekspansja komercyjnych firm, które – z oczywistych powodów – działają po to, by zarabiać, jeszcze bardziej niż dotąd obnaża dramat komunikacji lokalnej, gdzie rzadko kiedy jest mowa o zyskach, a podstawową kwestią jest niedopuszczenie do wykluczenia komunikacyjnego. To zadanie cywilizacyjne, a nie biznesowe. I na tym polu ponieśliśmy jako państwo sromotną klęskę.