Andrzej Stec: Czarny łabędź i nowy e-świat

Ponad dekada prosperity – tyle minęło od globalnego kryzysu gospodarczo-finansowego, aż względny ład i porządek w światowej gospodarce znów legł nieoczekiwanie w gruzach niemal w jednej chwili.

Publikacja: 14.06.2020 21:00

Andrzej Stec: Czarny łabędź i nowy e-świat

Foto: Adobe Stock

Nieliczni analitycy czy ekonomiści pytani o punkt zapalny obecnego światowego kryzysu wskazywali na Chiny. I mieli rację. Tym razem to koronawirus SARS-CoV-2 na skrzydłach „czarnego łabędzia" przeleciał nad światem wprost z chińskiego miasta Wuhan.

Zerwane łańcuchy dostaw, rosnące bezrobocie, problemy z płynnością konsumentów i firm z wielu tradycyjnych dla gospodarki sektorów – to tylko niektóre skutki zawieruchy, która nie oszczędziła żadnego państwa. Pozostaje pytanie o skalę zniszczeń. Prognozy i kalkulacje największych banków świata zwiastują w 2020 r. największą globalną recesję od co najmniej II wojny światowej, a kto wie, czy nie od 150 lat.

Długość i głębokość recesji jak nigdy dotąd zależy od rządzących. Rozwinięte kraje, od Ameryki po Europę, podjęły się – i chyba słusznie – bezprecedensowej akcji ratunkowej. Rządowe instytucje finansowe i banki centralne pompują w rynek biliony dolarów i euro. Czynią to nawet Niemcy, które podchodziły dotąd restrykcyjnie do nadmiernego zadłużania się. Polska również mocno zareagowała, przygotowując rządowe tarcze antykryzysowe, obniżając przez Narodowy Bank Polski stopy procentowe niemal do zera, kupując na masową skalę przez NBP obligacje skarbowe czy inne papiery emitowane przez państwowe instytucje finansowe. Ale my też nie unikniemy pierwszej od 1989 r. recesji.

Czy to „finansowe zbrojenie" się świata wystarczy jednak, aby za rok–dwa zapomnieć o gospodarczych skutkach pandemii? Zapewne pomoże, choć wielu ekonomistów obawia się skutków ubocznych: wysokiej inflacji, nowej wojny handlowej, w tym walutowej, wzrostu dysproporcji i ubóstwa. Co najważniejsze jednak, choć może nie widać tego na pierwszy rzut oka, jesteśmy świadkami kolejnej rewolucji przemysłowej. Na naszych oczach rodzi się nowy e-człowiek skoncentrowany na rozwiązywaniu problemów za pomocą technologii. Wirtualny świat związany z internetem, który m.in. dzięki wdrażanej nowej, mobilnej technologii przesyłania danych (5G) przyspieszył na niespotykaną skalę. Transformacja świata tradycyjnego, rzeczywistego w kierunku wirtualnego, a docelowo integracja obu tych światów, wydaje się być kwestią najbliższych lat. Tradycyjne sektory gospodarki, jak rozrywka, turystyka, gastronomia, transport, handel, raczej nie wrócą już do stanu sprzed pandemii.

Będziemy coraz częściej obcować z e-bytami w codziennym życiu. Wystarczy rzut oka na największą światową giełdę nowych technologii – amerykański rynek Nasdaq. Bije on historyczne rekordy impregnowany na zagrożenia związane z wirusem. W górę pchają go takie internetowe potęgi jak Alphabet, Apple, Amazon, Facebook czy Microsoft. Wartość rynkowa każdego z tych gigantów to ponad bilion dolarów! Dla porównania wartość wszystkich krajowych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie to „zaledwie" 500 mld zł.

Według strategów z globalnych firm doradczych preferencje i nawyki konsumentów zmieniają się po zaledwie kilku tygodniach. A zatem świat, jaki znaliśmy, skończył się bezpowrotnie. Jesteśmy w punkcie zwrotnym. Firmy muszą jak najszybciej zmienić percepcję, komunikację i strategie, jeśli chcą dalej działać i się rozwijać. Kto tego nie zrozumie, nie wyczuje momentu i nie wdroży zmian, tego nie będzie w biznesie. Nie tylko za 100 lat, kiedy nasze wnuki będą świętować 200-lecie „Rzeczpospolitej", ale już za kilka najbliższych.

Nieliczni analitycy czy ekonomiści pytani o punkt zapalny obecnego światowego kryzysu wskazywali na Chiny. I mieli rację. Tym razem to koronawirus SARS-CoV-2 na skrzydłach „czarnego łabędzia" przeleciał nad światem wprost z chińskiego miasta Wuhan.

Zerwane łańcuchy dostaw, rosnące bezrobocie, problemy z płynnością konsumentów i firm z wielu tradycyjnych dla gospodarki sektorów – to tylko niektóre skutki zawieruchy, która nie oszczędziła żadnego państwa. Pozostaje pytanie o skalę zniszczeń. Prognozy i kalkulacje największych banków świata zwiastują w 2020 r. największą globalną recesję od co najmniej II wojny światowej, a kto wie, czy nie od 150 lat.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację