Życiorys Piotra Klera przypomina nowelę Bolesława Prusa, tyle że z happy endem. Właściciel firmy Kler urodził się w maleńkiej wiosce Kadłub Wolny leżącej niedaleko Opola. On i jego dwaj bracia wychowywali się tylko z matką.
– Byliśmy biedni. Bardzo pomagał nam wuj. Gdyby nie zaopiekował się nami, pewnie trafilibyśmy do domu dziecka – wspomina Piotr Kler.
Dlatego do życia zawsze podchodził bardzo poważnie i lubi słuchać starszych. Przyznaje, że nigdy nie zaznał beztroskiego dzieciństwa. Od razu po szkole podstawowej, w wieku 13 lat, poszedł do pracy. W zakładzie meblarskim w pobliskim Dobrodzieniu.
– To nie był mój wybór, po prostu nie było innych możliwości – wyjaśnia.Dobrodzień „od zawsze” był zagłębiem skupiającym rzemieślników z tej branży. I tak jest do dziś. Młody chłopak na początku nie lubił ciężkiej pracy tapicerowania, a musiał pracować po 10 – 12 godzin dziennie. W końcu przekonał się do swojego zawodu w myśl zasady: „Jeśli nie możesz czegoś zmienić, to musisz to polubić”.
– Taką filozofię wyznaję do dziś. Moja córka miała kiedyś problemy w szkole z jednym z przedmiotów. Tłumaczyłem jej, że musi zainteresować się nim, wykazać większe zaangażowanie. I faktycznie takie podejście przyniosło wkrótce rezultaty w postaci lepszych ocen – opowiada zadowolony.