Choć pomysłodawcy powołania takiej organizacji – Rosja, Algieria, Katar – zapewniają, że ich klienci nie mają powodów do obaw, te zastrzeżenia w praktyce na niewiele się zdadzą. Wystarczy, że kluczowi dostawcy gazu na Stary Kontynent – jak Rosja i Algieria – zdołają choćby nieformalnie porozumieć się co do ceny surowca dla państw, które wspólnie zaopatrują, a będą one praktycznie bezradne. Każdemu przecież zależy na zarobieniu możliwie największych sum na eksporcie surowców.
Na dodatek Unia – importująca większość potrzebnego gazu – nie ma wyboru. Nawet większy import gazu skroplonego nie pomoże, bo czołowy jego producent Katar też jest zainteresowany kartelem. Unia może mieć jeszcze nadzieję, że Norwegowie nie będą chcieli brać udziału w tym porozumieniu. Ale w praktyce powinna liczyć na siebie i szukać możliwości zmniejszenia zapotrzebowania na gaz. Jednak najskuteczniej Unia zadziała, jeśli wobec kartelu wystąpi jako jeden odbiorca. Wtedy to nie pojedyncze kraje będą zdane na łaskę eksporterów, ale eksporterzy na łaskę lub niełaskę największego odbiorcy gazu na świecie.