Prezydent zaproponował właśnie dodatek solidarnościowy w wysokości 1200 zł przez trzy miesiące dla osób, które straciły pracę przez pandemię, a także podwyżkę zasiłku dla bezrobotnych do 1300 zł. Wpisuje się to w coraz silniejszą w Polsce filozofię kupowania poparcia wyborców. Mamy więc 500+ najpierw na drugie dziecko, potem na wszystkie dzieci, mamy 13. i 14. emeryturę, podwyżki dla górników mimo strat kopalń, obietnicę 4 tys. zł płacy minimalnej itp., itd.
Prezydent ochoczo podchwycił ten sposób przekonywania wyborców. Nie tak dawno ku zaskoczeniu premiera Mateusza Morawieckiego zaproponował trzymiesięczne wakacje zusowskie dla wszystkich firm, co częściowo udało się wprowadzić (zyskali samozatrudnieni). Teraz z kolei pochylił się nad tracącymi pracę.
Niestety, proponowana przez prezydenta podwyżka zasiłku skumulowana ze specjalnym dodatkiem może mieć groźny skutek uboczny. Zachęci Polaków do zwalniania się z pracy. Dlaczego? Jeśli obie kwoty można będzie łączyć (a prezydent nie wspomniał, że nie), to łączny zasiłek wynosiłby 2,5 tys. zł, czyli byłby tylko o 100 zł mniejszy niż płaca minimalna. Rodzi to ryzyko odpływu z firm całej masy pracowników, jakby pracodawcy nie mieli już wystarczająco dużo problemów na głowie.
Trudno nie dostrzec tu zresztą pewnej schizofrenii. Z jednej strony państwo oferuje ulgi w ZUS, postojowe i inne formy wsparcia firm, aby tylko nie zwalniały ludzi, a z drugiej – lekką ręką prezydenta – wypycha ich na bezrobocie. Żadne to pocieszenie, że raczej nie osiągniemy wskaźników amerykańskich, gdzie dzięki łatwości zwalniania, ale i podniesionym ostatnio zasiłkom liczba bezrobotnych w kilka tygodni z 6 mln skoczyła do 30 mln.
To jedna strona medalu. Jest też i druga. Wspomniane zasiłki „prezydenckie" przy założeniu, że będą cieszyć się popularnością, to wielki koszt dla finansów publicznych, które i tak zaliczą nienotowany od dekady deficyt. Pal sześć, jeśli wybory odbędą się 10 maja (choć ze względów epidemiologicznych to ryzykowny pomysł). Jeśli jednak zostaną przesunięte, Andrzej Duda będzie musiał wciąż o sobie przypominać i zapewne usłyszymy o kolejnych miłych dla ucha, ale kosztownych, pomysłach prezydenta.