Zwłaszcza, gdy dziś na Stadionie Narodowym rozpoczyna się największa branżowa impreza – IV Warszawskie Targi Książki, a niebawem, w czerwcu, ruszy Big Book Festival i wiele pomniejszych wydarzeń z tym rynkiem związanych. Niestety – choć mówić (i pisać) o czytaniu będzie się teraz sporo, rzeczywistość odzwierciedlona w statystykach przedstawia się niezmiennie ponuro. Najnowszy ranking wydawnictw Biblioteki Analiz, jaki zamieszczamy w tym wydaniu, nie przynosi przełomu: średni nakład drukowanej książki spadł w 2012 r. aż o 19 proc.
Wydawcy doskonale zdają sobie sprawę z kiepskiej sytuacji, którą pogłębia jeszcze brak sensownych rozwiązań prawnych – jak choćby zrównania stawki VAT na książki papierowe i e-booki, w których upatrywana jest przyszłość czytelnictwa, zwłaszcza wśród młodszych odbiorców, oraz uregulowania kwestii praw autorskich w taki sposób, by skutecznie zwalczać różnego rodzaju chomiki podgryzające branżę w sieci. I tu z rankingu wyłania się przynajmniej jeden wniosek optymistyczny: zamiast załamywać ręce, wiele firm wybrało ucieczkę do przodu, inwestując, szukając nowych modeli biznesowych i odgadując z wyprzedzeniem tendencje, jakie już niebawem zawładną rynkiem. A nawet łącząc siły względem zagrożeń z zewnątrz.
Dzięki tym posunięciom niektórzy wydawcy zanotowali w ubiegłym roku całkiem spore wzrosty przychodów – co też jest wnioskiem krzepiącym mimo całościowej straty branży, choć ci, na których wynikach topniejąca sprzedaż odbiła się najbardziej, woleli nie ujawniać danych.
Jeśli nawet czytanie w Polsce staje się na nowo rozrywką dla elit – niech więc i będzie to nisza, ale przynajmniej taka, której kryzys się nie ima, na wzór rynku najbardziej luksusowych towarów i usług.