Kolejny raz  w tym roku wystosowali list do premier Ewy Kopacz, w którym domagają się od szefowej rządu zakończenia „festiwalu, arogancji, buty i niekompetencji Zarządu spółki".  Zagrozili także strajkiem-  ponoć pierwszym od czasów PRL. W liście pojawia się cała litania argumentów, które mają skłonić premier do ręcznego sterowania działaniami gazowej spółki. Począwszy od zmniejszenia dochodów członków zarządu, poprzez zakończenie realizacji programu restrukturyzacji czy nierentowanych inwestycji w Norwegii, skończywszy na tradycyjnie pojawiającym się w korespondencji związków z rządem  argumencie o niekompetencji zarządu. W dodatku, zdaniem związków, zarząd spółki nie chce się dzielić wypracowanym zyskiem. Warto te „rewelacje" zestawić z obecną kondycją spółki, która w kolejnych kwartałach notuje doskonałe wyniki, a jej akcje osiągają historyczne rekordy. To efekt m.in. sprawnej restrukturyzacji, której celem jest przygotowanie PGNiG do funkcjonowania na zliberalizowanym rynku gazu. Firma musi walczyć o swoją pozycję na rynku – liberalizacja rynku oznacza większa konkurencję i potencjalną utratę udziałów w rynku. Dlatego pochwalić, a nie ganić należy to, że zarząd wykorzystuje szansę na poprawę efektywności i wypracowanie zysków, które przydać się mogą w trudniejszych czasach. Tak uczyniłby każdy odpowiedzialny zarząd.  Dla związkowców jednak rekordowe wyniki finansowe to wyłącznie sygnał, że należy zgłosić się po należną im „dolę", angażując w to wszystkich, z premier włącznie.  To, że już wkrótce spółka funkcjonować będzie w dużo trudniejszym otoczeniu i powinna ostrożnie gospodarować kapitałem nie ma tu większego znaczenia.  W końcu związki nie są od tego, żeby dbać o kondycję firmy.