Rz: Ucieka pan z tonącego statku?
Krzysztof Sędzikowski: Nie uciekam. Podjąłem decyzję, że rezygnuję ze stanowiska prezesa Kompanii Węglowej z końcem roku. Rezygnację złożyłem w piątek i proszę mi wierzyć, że była to bardzo trudna decyzja. Tonącym statkiem Kompania Węglowa była rok temu, kiedy do niej przyszedłem. Spółka się zmienia i wyniki się poprawiają. Program ratowania KW jest bardzo skomplikowany. Jego pierwszym filarem była redukcja liczby kopalń z 14 do 11 i to się stało. Drugim elementem jest restrukturyzacja operacyjna spółki – to się dzieje i już przynosi efekty. Natomiast trzeci aspekt to budowa tzw. Nowej Kompanii, do której przeniesione miały być kopalnie KW i która miała otworzyć furtkę do głębszej restrukturyzacji firmy oraz wejścia kapitałowego inwestorów. To nie nastąpiło. Nie chcę nikogo krytykować, a jedynie podkreślić, że realizacja programu wymaga akceptacji i decyzji właściciela. Bez tego trudno jest zarządzać spółką.
Pana rezygnacja zbiegła się w czasie z wyborami parlamentarnymi. Czyżby chciał pan uprzedzić ruch nowej władzy?
Wybory to nie kasyno, dlatego nie obstawiam na ruletce, kto je wygra. Tak naprawdę żaden termin na złożenie rezygnacji nie jest dobry, bo może być to odczytywane w kontekście politycznym. Natomiast ratowanie KW to jest projekt gospodarczy o szerokiej skali i rząd musi podjąć decyzję, w którą stronę ma on zmierzać. Była pewna koncepcja, ale nie została zrealizowana do końca.
Decyzja rządu o kontynuowaniu programu ratunkowego dla KW skłoniłaby pana do pozostania w spółce?