Nikogo już nie dziwi, że Magdalena Biejat, startująca w wyborach prezydenckich wicemarszałkini Senatu, narzeka, że „banki bogacą się kosztem zwykłych ludzi” i nawołuje do wprowadzenia limitów marż. Wiadomo, Lewica, oni już tak muszą, jak nie Biejat, to Adam Zandberg.
Czytaj więcej
Ludzie nie korzystają na bankach – sugeruje minister Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. – Jest wprost o...
Gorzej, gdy to marszałek Sejmu i lider Polski 2050 Szymon Hołownia grozi obciążeniem banków kolejnymi wakacjami kredytowymi, a jego zastępczyni w partii i jednocześnie minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, mówi, że dobrym rozwiązaniem byłoby nałożenie na banki podatku od zysków nadzwyczajnych. Idąc tym tokiem rozumowania, należałoby obciążyć także branżę zbrojeniową, która właśnie ma swoje żniwa.
Dlaczego politycy chcą obciążyć banki?
Oczywiście, wybór „chciwych banków” do roli chłopca do bicia nie jest zaskoczeniem. To najłatwiejszy łup. Od wieków zresztą bankierzy mieli przechlapane, ryzykowali wygnaniem, utratą wszystkiego, a nawet życiem, gdy jakiś władca za bardzo się u nich zadłużył. Teraz banki w Polsce kuszą szczególnie, bo mają wysokie zyski mimo dokładania im kolejnych ciężarów. Że są to zyski czasowe, wynikające z wysokich stóp procentowych, na co wpływu nie mają, nikt już nie patrzy. Obciążanie banków wydaje się politykom ruchem idealnym, jak i inne podatki sektorowe, bo jeśli w odpowiedzi banki przerzucają koszt na klientów, całe odium spada na nie, a nie na polityków, czyli prawdziwych winowajców.
Politycy nie przejmują się przy tym takim drobiazgiem, że sektor bankowy jest głównym źródłem finansowania gospodarki, która stara się z mozołem przejść przez te trudne czasy. A i same banki dopiero wychodzą z kosztownych spraw frankowych i już wiszą nad nimi kolejne zagrożenia, jak złotowe kredyty oparte na WIBOR.