według 47. prezydenta USA „najpiękniejszym słowem w słowniku jest cło”. Jednak większość dobrze ukształtowanych znaczeniowo i słownikowo pojęć jest przez Donalda Trumpa odwracana i wypaczana, a zwłaszcza ich funkcje. Podstawowe pojęcia ekonomii i polityki gospodarczej zostają wywrócone. Sami Amerykanie tracą orientację – najczęściej wyszukują w Google słowo „cła” (tariffs).
Donald Trump konsekwentnie (w ramach kampanii wyborczej i pierwszych dni urzędowania) kreśli własną siatkę pojęciową, mapę drogową dla współczesnego gospodarczego nacjonalizmu, jako „przyrostu potęgi państwa” (określenie podaję za J. Kofmanem). Wydaje się jednak, nie tylko z perspektywy europejskiej, że owe mapy prowadzą niekiedy w ślepe ulice.
Pierwszą ofiarą przywracania wielkości Ameryce (MAGA) staje się język w obszarze myśli ekonomicznej. Dodatkowo wokół używanych przez prezydenta Trumpa pojęć narosło wiele mitów i nieporozumień, nietrafnych, jak się wydaje, odczytań jego intencji i zapowiedzi. Konieczne wydaje się więc szersze przemyślenie pojęć przezeń używanych, słów kluczy w rewizjonistycznych planach organizacji gospodarczego ładu światowego (czy raczej słów wytrychów, które według słownika języka polskiego oznaczają słowa „pozwalające wybrnąć z każdego kłopotu, załatwić każdą sprawę”). Na szczęście, jak głosi znane niemieckie przysłowie: „myśli są wolne od cła” (die Gedanken sind zollfrei).
W istocie pojęcia z trumpowskiego słownika ekonomii służą nie tylko do obsługi namnożonych oczekiwań elektoratów (i nie tylko tych pogardliwie określanych mianem white trash czy redneck), stając się pojęciowym zasobem populistów (przy czym pojęcie populizmu straciło na znaczeniu i w zasadzie zaczyna być rozumiane jedynie jako stosowanie narzędzi naruszających konserwowane status quo ante). Warto więc pokusić się o próbę przywrócenia podstawowym pojęciom ich pierwotnych znaczeń, co może pomóc w interpretacji polityki Trumpa, również (a może przede wszystkim) względem zdezorientowanej Europy.