W konsumpcji autogazu jesteśmy globalną potęgą. Pod względem liczby samochodów zasilanych LPG wyprzedza nas jedynie Turcja, a obsługa tych aut to gigantyczny biznes: tysiące stacji oferujących gaz, do tego rzesza warsztatów montujących i serwisujących instalacje. Mimo więc chęci i deklaracji rządzących o odcinaniu polskiej gospodarki od dostaw wszystkiego co rosyjskie, w sprawie LPG, którego najwięcej wciąż sprowadzamy z Rosji, politycy mają nie lada zgryz. O ile embargo na rosyjskie dostawy autogazu byłoby moralnie słuszne, o tyle skutki takiego kroku okazałyby się wątpliwe ekonomicznie. A wobec zbliżających się wyborów parlamentarnych politycznie mocno ryzykowne.
Jak dotąd alternatywnym źródłom LPG nie udaje się przebić ponad poziom dostaw, które przysyłają nam Rosjanie. Taka sytuacja zdarzyła się co prawda w maju ubiegłego roku, gdy ze Szwecji przypłynęło 93 tys. ton LPG – 47 proc. całego naszego importu. Także w ubiegłym roku pojawiły się pierwsze znaczące ilości LPG z USA, które stały się piątym dostawcą tego gazu na polski rynek. Ale wąskim gardłem dla nierosyjskich źródeł pozostanie niedostateczna infrastruktura logistyczna. Gwałtowne przestawienie wajchy ze Wschodu na Zachód skutkowałoby więc problemami z zaopatrzeniem stacji i wzrostem cen autogazu. A to rozwścieczyłoby blisko 3 miliony posiadaczy aut na LPG.
Czytaj więcej
Czołowi sprzedawcy płynnego gazu w Polsce zwiększają dostawy z kierunków alternatywnych do rosyjskiego. Nie jest to jednak łatwe, bo lądowe terminale do importu LPG są głównie na wschodzie, a zmiana infrastruktury kosztuje.
Rządzący pamiętają sytuację z ograniczeniem importu rosyjskiego węgla, trafiającego głównie do regionalnych ciepłowni i prywatnych domów. Rezygnacja z dostaw, dla których nie zapewniono alternatywy, podbiła ceny na rynku i mocno ograniczyła jego dostępność.
Tymczasem braki LPG zachwiałyby całym polskim rynkiem paliw: nie mogąc tankować autogazu, posiadacze napędzanych nim samochodów musieliby kupować benzynę, co mocno zwiększyłoby popyt. Gdy ceny na stacjach szybują wysoko, a wojna w Ukrainie wciąż grozi stabilności światowych dostaw, mogłoby to przynieść opłakane skutki.