W dziennikarskim slangu stand-up to wejście dziennikarza w TV na antenę z autorskim komentarzem. W świecie artystycznym to komediowy monolog na żywo przed publicznością. Jednoosobowe konferencje prezesa NBP Adam Glapińskiego sytuują się zwykle między tymi biegunami. Adam Glapiński ma bowiem wielki talent publicystyczny i nie stroni od bon motów, co akurat w przypadku prezesa NBP niekoniecznie jest atutem. Szef bank centralnego powinien być wręcz nudny. A nade wszystko przewidywalny.
Adam Glapiński nudny na pewno nie jest, często pokazuje pazur polemisty. I w piątek pokazał. Dominującym wątkiem jego konferencji po posiedzeniu RPP była jego polemika z Donaldem Tuskiem, który czyni go w publicznych wystąpieniach odpowiedzialnym za wystrzał inflacji do niewidzianego w Polsce od ćwierć wieku poziomu 15,6 proc. Mocno dopiekła Glapińskiemu sugestia lidera PO, że możliwe jest wręcz usunięcie go z urzędu po wyborach z powodu wątpliwości co do liczby jego kadencji na czele NBP. Ja akurat tych wątpliwości nie podzielam, ale opozycja podnosi, że przed objęciem sterów banku Glapiński był członkiem zarządu, więc to jego trzecia kadencja, a powinny być dwie.
Czytaj więcej
Jeśli po wakacjach inflacja nie będzie przyspieszała, lipcowa podwyżka stóp procentowych może okazać się ostatnią – powiedział w piątek prezes NBP Adam Glapiński.
Po raz n-ty wysłuchaliśmy więc dobrze znanego wykładu prezesa o uwarunkowaniach makroekonomicznych z ostatnich lat, które kazały mu mówić, że do końca kadencji (czyli 2022) stopy procentowe nie wzrosną (a wzrosły właśnie po raz 10.). Odsuwał od siebie odpowiedzialność osobistą podkreślając, że nie mówił wtedy jako on sam, ale jako Narodowy Bank Polski. – Niezwykle bezczelne wulgarne i prymitywne jest przytaczanie wypowiedzi z przeszłości – argumentował w piątek Glapiński.
Wreszcie zasugerował, że „jeden z sąsiadów” (czyżby Niemcy?) chciałby wciągnąć Polskę do strefy euro, by zbudować superpaństwo europejskie i temu służyły zabiegi o utrącenie jego drugiej kadencji, bo przecież on Adam Glapiński przyjęcie euro przez Polskę uniemożliwia (dlatego – sugerował – próbowano forsować innego kandydata Zjednoczonej Prawicy). I że z euro niemożliwe byłoby inwestowanie w sprzęt dla Wojska Polskiego i obronność kraju, a to akurat on gwarantuje. Dodał do tego sugestie, że ktoś mógłby go w przyszłości… siłą wyciągać z gabinetu.