Paweł Wojciechowski: Państwowa metoda „na słupa”

Metoda „na słupa" polega na przenoszeniu odpowiedzialności za pożyczkę na osobę trzecią, tak zwanego słupa. Czy metodę tę można wdrożyć w systemie finansów publicznych? Okazuje się, że tak!

Publikacja: 17.02.2022 21:00

Paweł Wojciechowski: Państwowa metoda „na słupa”

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Analizując ewolucję przepisów funduszy pozabudżetowych, widać, że celem przestało być omijanie stabilizacyjnej reguły wydatkowej. Tak było przy przerzucaniu środków na 13. emeryturę poprzez Fundusz Solidarnościowy. Obecnie, gdy reguły wydatkowe zostały czasowo zawieszone, głównym celem stało się przenoszenie odpowiedzialności w ramach systemu finansów publicznych.

Owszem, NIK może ustalić, że z Funduszu Sprawiedliwości wydano pieniądze na Pegasusa, czyli niezgodnie z celem funduszu. Ale najtrudniej złapać za rękę tego, kto zdecydował o przekazaniu pieniędzy do określonego dysponenta, bez rzetelnego uzasadnienia.

W obiegu pojawił się nowy, atrakcyjny dla rządu instrument do unikania odpowiedzialności: to fundusz antycovidowy, który nie ma osobowości prawnej. To zwykły rachunek w Banku Gospodarstwa Krajowego. Na ten rachunek wpływają, a potem wypływają środki według określonego planu.

Problem z uchwyceniem odpowiedzialności zaczyna się od określenia, jak umieszczane są konkretne pozycje w tym planie. I dlaczego plan można zmieniać właściwie bez żadnych ograniczeń i kontroli. A przecież chodzi o miliardy!

Plan funduszu antycovidowego na ten rok, który otrzymałem, powołując się na prawo dostępu do informacji publicznej, wynosi 28,2 mld zł. Dla zobrazowania, za tę kwotę można by zbudować 550 km autostrad lub wyżywić 250 tys. dzieci z rodzinnych domów dziecka przez 25 lat. Wśród różnych pozycji pojawiają się wydatki niezwiązane z celem funduszu, jak dopłaty dla producentów hodujących lochy. Nikt nie twierdzi, że nie trzeba ratować rolników, wręcz przeciwnie, ale co ma wspólnego covid z afrykańskim pomorem świń?

Albo kto odpowiada za wpisanie do planu funduszu wydatków dla prezesa Rady Ministrów równych 2,6 mld zł i to obok kolejnych 7,5 mld zł dla KPRM oraz prawie 800 mln zł z ustawy budżetowej? Jak uzasadnić, że premier i KPRM stają się nagle dysponentem 10 mld zł, kwoty prawie 100 razy większej niż budżet KPRM i premiera w czasie rządu PO–PSL? Jak więc działa ten wehikuł bezkarności?

To proste. Maszyna unikania odpowiedzialności została dopracowana w każdym szczególe. Najpierw KPRM zbiera zapotrzebowanie od resortów na nowe wydatki. Na tej podstawie BGK sporządza plan. Jak jest plan, to kasa też się znajdzie. BGK emituje obligacje, które na mocy ustawy mają automatyczną gwarancję Skarbu Państwa. Po co obciążać sumienie ministra finansów? Inwestorzy kupują obligacje, bo mają one wyższą rentowność niż zwykłe obligacje skarbowe. A gdyby tego nie zrobili, to i tak resztę weźmie prezes Glapiński. Oczywiście, nie złamie zasady zakazującej NBP finansowania budżetu, bo nie są to obligacje emitowane przez Skarb Państwa, tylko obligacje z gwarancją skarbu państwa. I na końcu potrzebne jest załatwienie „wiszącego" zobowiązanie w księgach BGK. To też ustawodawca przewidział. Wystarczy, że rząd umorzy wierzytelności i obieg zostanie domknięty. W końcu całość długu udało się przenieść na gwaranta, czyli na 38 mln słupów.

Najważniejsze, że pieniądze są, a dysponenci i beneficjenci grzecznie ustawiają się w kolejce do premiera. Nawet prezes Kaczyński chce w ten sposób finansować 300-tys. armię. Po co nowelizować budżet? Wystarczy otwarty rachunek i dobry plan.

Paweł Wojciechowski, były minister finansów i ambasador przy OECD

Analizując ewolucję przepisów funduszy pozabudżetowych, widać, że celem przestało być omijanie stabilizacyjnej reguły wydatkowej. Tak było przy przerzucaniu środków na 13. emeryturę poprzez Fundusz Solidarnościowy. Obecnie, gdy reguły wydatkowe zostały czasowo zawieszone, głównym celem stało się przenoszenie odpowiedzialności w ramach systemu finansów publicznych.

Owszem, NIK może ustalić, że z Funduszu Sprawiedliwości wydano pieniądze na Pegasusa, czyli niezgodnie z celem funduszu. Ale najtrudniej złapać za rękę tego, kto zdecydował o przekazaniu pieniędzy do określonego dysponenta, bez rzetelnego uzasadnienia.

Pozostało 83% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację