Biorąc się do pisania tego felietonu, sprawdziłem kilka faktów. I sam się zdziwiłem.
Tadeusz Kościński piastował stanowisko ministra finansów aż dwa lata i dwa miesiące, a więc całkiem długo. Co więcej, zajmował je w czasie kryzysu wywołanego pandemią, wymagającego od rządu podejmowania niezwykłych, ryzykownych i sprzecznych z podręcznikową wiedzą działań.
W czasie jego urzędowania dług publiczny Polski wzrósł o pół biliona złotych (nominalnie o około 50 proc.), co, o dziwo, nie odbiło się dotąd ani na kursie walutowym, ani na ratingu. Poza zarządzaniem finansami w czasie gigantycznych zawirowań gospodarczych, minister nadzorował też przygotowanie Krajowego Planu Odbudowy, który od kilku miesięcy miał przynosić Polsce miliardy euro z Unii Europejskiej (to akurat nie jego wina, że dotąd nic nie przyniósł).
Czytaj więcej
Premier Mateusz Morawiecki może być ministrem finansów do momentu naprawienia Polskiego Ładu – stwierdził w Polskim Radiu 24 prezes PiS Jarosław Kaczyński.
A w tym samym czasie kierowane przez niego ministerstwo przygotowało i wprowadziło w życie ogromny pakiet zmian podatkowych, podobno o historycznym znaczeniu (jak twierdzili rządowi propagandziści). Program nazwany Polskim Ładem, choć w powszechnej opinii słowo „ład" nie oddaje precyzyjnie charakteru wdrożonych rozwiązań.