Janusz Jankowiak: To nie są czasy na eksperymenty

Globalne skutki wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA wymagają stabilnej i przewidywalnej polityki gospodarczej w kraju. A widzimy chaos i brak spójności – pisze główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Aktualizacja: 17.11.2016 06:54 Publikacja: 16.11.2016 20:09

Janusz Jankowiak: To nie są czasy na eksperymenty

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Jest mnóstwo, sprzecznych nieraz, komentarzy na temat ewentualnych następstw wyboru Donalda Trumpa na przywódcę światowego mocarstwa.

Sprzeczności interpretacyjne biorą się z braku precyzyjnego programu ekonomicznego nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Na ten musimy jeszcze trochę poczekać. Dlatego jako podstawa do dyskusji służą oceny różnych haseł z kampanii wyborczej.

Trump a rynki wschodzące

Ale jest kilka rzeczy, co do których – w zasadzie – możemy być pewni. „My" w tym wypadku oznacza wszystkich, których globalni inwestorzy wciąż zaliczają do segmentu „rynków wschodzących" (EM).

Otóż przyszła polityka gospodarcza republikańskiej większości dość zgodnie oceniana jest jako proinflacyjna. Przenosząca ciężar ze stymulacji monetarnej na fiskalną.

Nie wiemy co prawda, ile będzie ostatecznie tej stymulacji, ale z pewnością ona nastąpi. Bo wyrwy w amerykańskim budżecie po redukcji podatków i wzroście wydatków publicznych nie da się zapełnić oszczędnościami w transferach na ochronę zdrowia. Trzeba tylko mieć nadzieję, że stymulacja Trumpa nie doprowadzi deficytu Stanów za dziesięć lat do 10 proc. PKB, czemu towarzyszyłaby 7-proc. podstawowa stopa procentowa Fed. Świat z globalnym zadłużeniem rządowym w wysokości 152 bln dol. mógłby tego jednak nie wytrzymać.

Tak czy inaczej reakcje inwestorów są w obecnej sytuacji niemal podręcznikowe.

Mamy umocnienie się dolara, którego inwestorzy intensywnie poszukują, pozbywszy się obligacji i licząc na Fed, który na luźną politykę fiskalną powinien odpowiedzieć normalizacją polityki monetarnej. Mamy wzrost rentowności i spadek cen długu, co prowadzi do wystromienia się krzywej dochodowości, bo w obawie przed inflacja trwa wyprzedaż papierów skarbowych.

Mamy spadek wyceny aktywów EM, bo ewentualne skutki restrykcji handlowych nie mogą być korzystne dla rynków wschodzących. Mamy wreszcie spadek cen surowców, głównie ropy, po zapowiedziach uczynienia ze Stanów kraju „energetycznie samowystarczalnego". Suma tych czynników to prawdziwa mieszanka piorunująca, zestaw bardzo złych wiadomości przede wszystkim dla rynków wschodzących. Polska nadal się do nich – niestety – zalicza.

Jesteśmy na obrzeżu rynkowych spekulacji. Ale jeśli się one zrealizują, a wiele na to wskazuje, to możemy mocno oberwać odłamkami. Nie wszystko jeszcze wiemy o skutkach wyboru Trumpa, ale tyle przynajmniej wiemy, że prowadzi to do wzrostu ryzyka w naszym zewnętrznym otoczeniu makroekonomicznym. Z pewnością nie do redukcji tego ryzyka, co mogłoby uzasadniać optymistyczne konkluzje, znajdujące przełożenie na poprawę prognoz.

Polskie błędy

W tej sytuacji – powtarzam to po raz setny – potrzebna jest stabilna i przewidywalna polityka gospodarcza w kraju. A jak jest? Widzimy chaos i brak spójności między strategicznymi zamierzeniami rządu a bieżącymi działaniami, które tę strategię dezawuują. Te sprzeczności są uderzające.

Jakie cechy wyróżniające ma obecna polityka gospodarcza rządu? Co ją charakteryzuje, jak postrzegają ją inwestorzy?

Po pierwsze – brak przewidywalności, po drugie – niestabilność, po trzecie – generowanie niepewności, po czwarte – brak uzgodnionego wzorca procedowania proponowanych rozwiązań, po piąte – lekceważenie opinii i reakcji uczestników rynku, zarówno w sektorze finansowym, jak i niefinansowym, po szóste wreszcie – silna dominacja akcentów etatystycznych.

Rząd deklaruje wsparcie inwestycji, oszczędności krajowego kapitału i wzmocnienie rynku pracy. To się podoba.

Ale faktycznie forsuje jednak wzrost konsumpcji, dezoszczędności w sektorze publicznym (przez duży, sekularny deficyt sektora finansów publicznych i wzrost długu), pogorszenie pozycji konkurencyjnej krajowych inwestorów względem zagranicy i redukcję podaży pracy.

I to nam się nie podoba. Dajemy temu wielokrotnie wyraz. Bez skutku. Bo dobre rozwiązania są wciąż wypierane przez niedobre. Zamiast troski o gospodarkę mamy troskę o realizację obietnic z kampanii wyborczej. Bez względu na skutki, które są zasadniczo sprzeczne z celami strategicznymi. A zamiast rzeczowej dyskusji mamy całą feerię pomysłów wzbudzających popłoch w środowiskach biznesu.

Szkodliwe pomysły

Przykłady? Jest ich bez liku. Weźmy pierwszy z brzegu: jednolity podatek. Na temat jednolitej daniny, łączącej w sobie podatek PIT i składki na ubezpieczenia społeczne, pojawia się od dłuższego czasu szereg sprzecznych informacji. Część z nich płynie od oficjalnych przedstawicieli rządu lub większości parlamentarnej. Szum medialny wokół planowanej wysokości obciążeń klinem podatkowym, sprzeczne sygnały wysyłane w tej sprawie przez polityków, nie dają możliwości wyrobienie sobie zdania o propozycjach rządowych. Przedsiębiorcy, już choćby z uwagi na długość cyklu inwestycyjnego, muszą z odpowiednim wyprzedzeniem wiedzieć, jakie obciążenia zamierza już wkrótce nałożyć na nich rząd i parlament.

Rząd pozostaje zbyt długo głuchy na apele o natychmiastową publikację oficjalnych propozycji zmian w systemie podatków osobistych i danin, które mają przecież obowiązywać od początku 2018 r. Te propozycje powinny być poddane merytorycznej debacie eksperckiej. Dopiero konkretny projekt stworzy możliwość rzeczowej dyskusji i kalkulacji zysków/strat na tym projekcie dla różnych kategorii podatników. Chcielibyśmy odnosić się do oficjalnych propozycji rządowych, a nie do plotek i pogłosek. Tylko tą drogą da się wyciszyć niepokój i niepewność wśród pracodawców i pracowników.

Tylko w atmosferze rzeczowej dyskusji o konkretnych propozycjach można próbować poprawić aktualny zły klimat inwestycyjny w Polsce. Raz jeszcze wypada zaapelować do rządzących: pokażcie nam wasze propozycje, przerwijcie krąg dezinformacji. Dajcie nam szansę odniesienia się do waszego projektu zmian podatkowych dotyczących wielu milionów ludzi w Polsce. Udziału w dyskusji toczącej się pod hasłem zaintonowanym przez jednego z ministrów w Kancelarii Premiera: „to bogaci protestują przeciw jednolitej daninie", jest zdecydowanie poniżej poziomu eksperta.

Inny przykład generowania niepewności. Ktoś postanawia nagle lekką ręką machnąć na 150 mld zł ulokowanych w Funduszach Inwestycyjnych Zamkniętych (FIZ). Tylko elementarny brak wiedzy o funkcjonowaniu rynku oraz umiejętności antycypowania zachowań inwestorów tłumaczy pomysł obłożenia FIZ podatkiem CIT. To naprawdę nie ma nic wspólnego z uszczelnianiem systemu podatkowego. To naprawdę nie ma nic wspólnego z zamknięciem jeszcze jednej ścieżki do optymalizacji podatkowej. Projekt zgłoszony przez posłów PiS i skierowany już do prac w komisjach ma za to wiele wspólnego z torpedowaniem jednego z głównych punktów strategii Morawieckiego, jakim jest mobilizacja krajowych oszczędności na rzecz inwestycji w krajowe podmioty. Tym bardziej martwi nas niejednoznaczna postawa zajęta wobec tego projektu przez Ministerstwo Finansów.

Trzeba wyraźnie podkreślić, że odroczenie płatności należnego podatku do czasu wyjścia z inwestycji jest jednym z kanonów dynamicznej gospodarki rynkowej. Konsumpcja zysków oznacza konieczność opłacenia należnego podatku. Tu zgoda. Ale jak nie ma konsumpcji, to jest reinwestowanie zysków na rzecz gospodarki. A mówiąc precyzyjniej: polskiej gospodarki, bo FIZ inwestują przede wszystkim w sektorze krajowych MŚP.

Opodatkowanie krajowych funduszy zamkniętych pogorszy ich pozycję inwestycyjną wobec FIZ zagranicznych, których certyfikaty swobodnie mogą być oferowane w Polsce i denominowane w złotych. FIZ zagraniczne nie płacą CIT. I nie będą inwestowały w polskie firmy. To elementarz.

Niejasna próba rozróżnienia dobrych FIZ od złych FIZAN (aktywów niepublicznych), oparta na kryterium ilości inwestorów w funduszu, jest absurdem, przypominającym trochę próbę odróżnienia prawdziwych samozatrudnionych od nieprawdziwych, przy zastosowaniu „testu przedsiębiorcy". Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak niebezpieczne.

Jedni w rządzie zajmują się szkicowaniem rozwojowych strategii, a inni w tym samym czasie oktrojowaniem prywatnej przedsiębiorczości i budowaniem pozostających pod kontrolą rządu „narodowych grup kapitałowych". Niestety, mamy coraz większe trudności z odróżnieniem jednych od drugich. A bez pomocy polskich prywatnych przedsiębiorców, głosujących – co widać po dynamice inwestycji i tym samym PKB – nogami, żadna strategia rozwojowa nie ma szans.

Czasy są takie, że wymagają spokoju, rozwagi i przewidywalności. To nie są czasy na chaos i niedopracowane eksperymenty w gospodarce. A miarą sukcesu mogą w nich być niezrealizowane obietnice wyborcze.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czy Europa może być znów wielka?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Donald Trump rąbie siekierą, Europa odpowiada skalpelem
Opinie Ekonomiczne
Bjørn Lomborg: Skąd wziąć pieniądze na obronę Europy
Opinie Ekonomiczne
Profesor Sławiński: Stablecoins to kolejna odsłona demokratyzacji spekulacji
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń