Silny wstrząs
Do tego chcą rozszerzyć swoje wpływy także na sektor prywatny. Zgodnie z tzw. planem Morawieckiego o sukcesie biznesowym mają decydować politycy i urzędnicy, a nie konkurencja o klienta. Uznano, że poradzą sobie oni z wyborem pomysłów biznesowych realizowanych przez prywatne firmy nie tylko dużo lepiej, niż radzą sobie z zarządzaniem sektorem publicznym, ale też lepiej niż sami przedsiębiorcy. Zignorowano i zdrowy rozsądek, i wiedzę z ekonomii. Płynie z niej jasny wniosek, że źródłem trwałych pułapek rozwojowych może być wyłącznie niedostatek konkurencji, na który skądinąd cierpi nasz kraj (za sprawą przeregulowania, dużego sektora przedsiębiorstw pod kontrolą polityków i wysokich wydatków publicznych), a „dobra zmiana" go pogłębia.
Z szacunków otrzymanych przy wykorzystaniu standardowego rachunku wzrostu oraz modeli wzrostu wynika, że szkody dla zatrudnienia, inwestycji i poprawy technologii powodowane przez antyreformy mogą obniżyć potencjalne tempo wzrostu polskiej gospodarki łącznie nawet o 2 pkt proc. w latach 2017–2020, głównie w związku z bardzo silnym wstrząsem, jakim w tym okresie będzie obniżenie wieku emerytalnego (w latach 2018–2019 może ono zmniejszyć liczbę pracujących o ponad 700 tys.), oraz o ponad 0,5 pkt proc. po 2020 roku. Oznaczać to będzie wyhamowanie wzrostu potencjału do około 1 proc. w czterech najbliższych latach i jego powrót po 2020 roku w okolice co najwyżej 2 proc. Polska praktycznie przestanie redukować lukę dzielącą ją od krajów najzamożniejszych, mając dochód na mieszkańca na poziomie około 60 proc. dochodu na mieszkańca Niemiec. Nie jest to najgorszy możliwy scenariusz.
Zaprzestanie gonienia krajów najbogatszych może być maskowane przez pewien czas stymulacją łącznego popytu ponad potencjał gospodarki. Potencjalne tempo wzrostu na poziomie 1–2 proc. nie wyklucza dynamiki PKB przejściowo sięgającej 4 lub 5 proc. Jednocześnie im bardziej odchyli się ona od potencjalnego tempa wzrostu w górę, tym do większej nierównowagi doprowadzi, a w efekcie tym głębiej odchyli się w dół przy korygowaniu owej nierównowagi.
Załamanie gospodarcze mogą pogłębić wstrząsy w otoczeniu polskiej gospodarki, w którym występuje dużo punktów zapalnych. Chińska gospodarka jest zagrożona twardym lądowaniem ze względu na nadmierne zadłużenie i pogarszającą się sytuacją finansową przedsiębiorstw, zwłaszcza państwowych, szybko rosnące zadłużenie gospodarstw domowych, bańki spekulacyjne oraz chore finanse władz lokalnych. Strefa euro jest narażona na kolejne turbulencje z powodu słabości banków (zwłaszcza we Włoszech), kruchości wzrostu – także dużych gospodarek (takich jak Francja), napięć między krajami z południa i północy oraz rosnącego poparcia społecznego dla partii skrajnych. Niepewne są perspektywy wzrostu gospodarczego w USA.
Rząd przed wyborem
„Dobra zmiana" zmniejsza odporność polskiej gospodarki na wstrząsy. W szczególności, wywołując poczucie niepewności wśród inwestorów, silnie osłabia kurs złotego, zanim jeszcze one wystąpiły, odbierając mu tym samym własność skutecznego automatycznego ich amortyzatora. Jego dalsze osłabienie po ich wystąpieniu niewiele już pomoże eksporterom, może natomiast wpędzić w poważne kłopoty nieeksporterów oraz podmioty zadłużone w walutach obcych. Przede wszystkim jednak pogarsza stan finansów publicznych. Mamy wyższy zarówno dług publiczny, jak i deficyt budżetowy niż przed poprzednimi turbulencjami w światowej gospodarce, pomimo dużo niższych kosztów obsługi długu dzięki najniższym w historii stopom procentowym. Przy długu publicznym w okolicach 55 proc. PKB i deficycie bliskim 3 proc. PKB wystarczy rok złej koniunktury, a otrzemy się o konstytucyjną granicę długu w wysokości 60 proc. PKB.
W takiej sytuacji rządzący staną przed wyborem: albo zredukować deficyt o kilka procent PKB w ciągu jednego roku, albo zlekceważyć konstytucyjną granicę zadłużenia. Jeśli wybiorą nierespektowanie konstytucji, to podskoczy premia za ryzyko żądana od nich (a także innych dłużników) przez wierzycieli, a w ślad za nią koszty obsługi długu. Za sprawą wzrostu premii za ryzyko, jak również niepewności na kogo, kiedy i w jakiej skali spadnie ciężar równoważenia budżetu, pogłębi się dekoniunktura. Przedsiębiorcy będą się wstrzymywać z rozwijaniem działalności, a konsumenci odkładać poważniejsze wydatki. To z kolei pogorszy sytuację dochodową budżetu, a tym samym powiększy skalę podwyżek podatków i cięć w wydatkach publicznych potrzebną do zatrzymania narastania długu.