Nie oglądam „Wiadomości TVP", od kiedy przestały być źródłem informacji, a zaczęły – propagandy. Wczoraj jednak zmusiłem się do obejrzenia na VOD materiału postponującego Polski Fundusz Rozwoju i tarczę antykryzysową – za pretekst posłużyło wyłudzenie blisko 200 tys. zł pomocy przez bliżej nieokreślony gang sutenerów.
Zaskakująca jest ta nagła zmiana frontu medium od roku chwalącego rząd – i PFR – za ratowanie setek tysięcy firm, m.in. dzięki czemu covidowa recesja w Polsce okazała się jedną z najpłytszych w Europie. Dotychczas krytyka płynęła raczej ze środowisk ekonomicznych liberałów, zaniepokojonych gigantycznym wzrostem długu publicznego. Uważają oni – nie bez słuszności – że wartość koniecznej pomocy i zaciągniętego na nią długu mogłaby być mniejsza, gdyby rząd lepiej radził sobie z walką z pandemią i nie zmitrężył czasu po pierwszej fali covida.
Można się oczywiście spierać, czy pomoc państwa – w postaci przelewów z PFR, ale też zwolnień ze składek ZUS czy pożyczek z urzędów pracy – była zbyt hojna czy w sam raz. Faktem jest jednak, że „helicopter money" zrzucone na gospodarkę w czasie pierwszego lockdownu wiosną 2020 r., jeśli nie stłumiły w zarodku, to znacznie ograniczyły rodzący się wówczas kryzys gospodarczy.
Przede wszystkim powstrzymały panikę przedsiębiorców, którzy mogli na nagłe zatrzymanie gospodarki zareagować tak, jak nauczyli się w czasie kryzysów w 2001 czy 2008 r. – dostosowując koszty do spadających przychodów i masowo zwalniając pracowników. Właśnie tak na covidowy kryzys zareagowały firmy w USA, gdzie wiosną 2020 aż 33 mln obywateli ruszyło po zasiłki dla bezrobotnych. Europa i Polska postawiły na obronę miejsc pracy.
O powodzeniu tej strategii decydowała szybkość działania, błyskawiczne przerzucenie pomostu nad otchłanią pandemii, która – jak wydawało się wtedy – miała skończyć się po paru, może parunastu tygodniach. Dlatego fala krytyki zalała wówczas urzędy pracy i ZUS, które nie wyrabiały się z rozpatrywaniem setek tysięcy wniosków firm o pożyczki i zwolnienie ze składek. Mimo wielkiej mobilizacji w tych instytucjach po prostu zabrakło w nich rąk do pracy.