Rząd, wprowadzając Polski (nie)Ład, stale mówi o sprawiedliwości. Słowo to odmienia niemal przez wszystkie przypadki. Jego pomysłodawca, premier, twierdzi wręcz, że doprowadzi on do „bardziej sprawiedliwego płacenia na służbę zdrowia" i przyczyni się do „budowy Polski uczciwej i dynamicznie się rozwijającej".
Cóż. Wiemy doskonale, że między tym, co mówią politycy, a rzeczywistością jest zawsze duża rozbieżność. W przypadku Polskiego (nie)Ładu jest podobnie. My, pracodawcy, przekonujemy rząd, że „reforma" wprowadzona z zaskoczenia, bez koncepcji i rzetelnych konsultacji, w pośpiechu przepchnięta przez Sejm, jest de facto deformą. Zamiast upraszczać system podatkowy jeszcze bardziej go komplikuje, sprowadzając do najgorszego w Europie. Nim ustawa zaczęła obowiązywać, już doszło do kilku szybkich nowelizacji. Tak to jest, gdy przygotowany i uchwalony przez dyletantów gniot jest pełen dziur, niczym szwajcarski ser.
Rząd w spotach, na konferencjach prasowych i wiecach partyjnych informuje do znudzenia o zwiększonej kwocie wolnej i podniesionym drugim progu podatkowym. To ma być największy efekt Polskiego (nie)Ładu. Te korzyści to jak fatamorgana na pustyni. Prawda jest brutalna. Podatnik nic nie zyska, bo zostały zmienione zasady płacenia składki zdrowotnej i niszczy nas galopująca inflacja.
O wadach Polskiego (nie)Ładu można mówić i pisać bez końca. Skoro jednak przychodzi nam dzielić z nim życie, spróbujmy poszukać ewentualnych plusów. Wskazówką mogą być słowa naczelnika. – Ci, którzy żyją z cwaniactwa, mogą rzeczywiście stracić. Ogromna większość na tym zyska – mówił on, oceniając Polski (nie)Ład. Szukałem, liczyłem i wychodzi mi, że w Polsce żyją sami cwaniacy. Teoretycznie na Polskim (nie)Ładzie zyskać miały osoby zarabiające miesięcznie do 5700 zł brutto. Powinno im zostać w kieszeni jakieś 5,2 proc. więcej. Nic z tego! Wszystko przez innych cwaniaków, którzy rozpędzili inflację. Ta, według NBP, może w 2022 r. przekroczyć nawet 8,3 proc. i pożre cały efekt Polskiego (nie)Ładu.