Minister zdrowia Ewa Kopacz i prezes Narodowego Funduszu Zdrowia zostali wczoraj wieczorem wezwani przez premiera. Donald Tusk domagał się wyjaśnień w sprawie leczenia onkologicznego. Kopacz przyznała, że rozmowa nie była przyjemna, ale bardzo dyscyplinująca.
O co poszło? Prezes NFZ zarządził, że od początku roku najdroższe, niestandardowe terapie onkologiczne można stosować tylko w tych ośrodkach, w których pracuje wojewódzki lub krajowy konsultant w tej dziedzinie.
Wielu pacjentów wpadło w panikę, bojąc się, że stracą możliwość leczenia. Jak podawały „Fakty” TVN, dowiedzieli się o tym z dnia na dzień. Mieli przenieść się do ośrodków, w których pracują konsultanci. Jednak nie da się przenieść z dnia na dzień chorych ze szpitala do szpitala, bo wszystkie są przepełnione.
Resort zdrowia wczoraj starał się uspokoić pacjentów. – Nie ma, nie było i nie będzie planów ograniczenia dostępu do leczenia onkologicznego – mówił wiceminister Marek Twardowski.
Skąd więc całe zamieszanie? Najpierw Jacek Paszkiewicz twierdził, że to lekarze źle zinterpretowali przepisy. Dodawał, że choć formalnie za leczenie ma odpowiadać konsultant krajowy lub wojewódzki, to leki można podawać także w innych szpitalach.