Nowa Zelandia zamknęła granice kraju, podobnie jak Australia, w momencie wybuchu pandemii COVID-19. Zamknięcie granic oznaczało, że do kraju nie mogli w praktyce przyjeżdżać cudzoziemcy, a obywatele Nowej Zelandii, wracający do kraju spoza jego granic, po powrocie musieli spędzić dwa tygodnie w wyznaczonych hotelach dla osób poddanych kwarantannie, których zarządzaniem zajmowało się wojsko.
Liczba łóżek w takich hotelach znacznie przewyższała liczbę Nowozelandczyków chcących wrócić do kraju, przez co niektórzy musieli czekać miesiącami na szansę powrotu do swojej ojczyzny.
Przez pierwsze 18 miesięcy pandemii rząd Nowej Zelandii uznawał, że zamknięte granice są kluczowe dla zarządzania epidemią w kraju. Nowa Zelandia długo stosowała politykę "zero COVID", której celem było doprowadzanie do sytuacji, w której liczba lokalnych zakażeń w kraju spada do zera.
Czytaj więcej
Władze Nowej Zelandii wzmocniły ochronę parlamentu w związku ze zgromadzeniem się przed jego siedzibą tysięcy osób, które protestowały przeciwko obowiązkowi szczepień na COVID-19 i wprowadzanym przez władze kraju lockdownom.
Jednak pojawienie się w sierpniu w Auckland ogniska zakażeń wariantem Delta koronawirusa zmusiło rząd Jacindy Ardern do zmiany strategii. W październiku rząd ogłosił, że przechodzi do strategii "życia z wirusem", która oznacza odejście od lockdownów i surowego reżimu kwarantanny w momencie osiągnięcia odpowiedniego poziomu wyszczepienia społeczeństwa.