Obrót nieruchomościami coraz bardziej utrudniają formalności wieczystoksięgowe. Dlaczego tak się dzieje? Czy to wina pandemii? A może problem jest bardziej złożony?
Przed wieloma laty przeprowadzono cyfryzację ksiąg wieczystych. Dzięki temu czas oczekiwania na wpisy skrócił się z wielu miesięcy do kilku tygodni. To był ogromny postęp. Wszystko zmieniło się mniej więcej dwa lata temu. Wówczas się okazało, że ujawnianie wpisów w księgach wieczystych trwa już miesiące, a w niektórych miastach trwa nawet rok. W skali kraju jest to sześć–dziewięć miesięcy.
Jakie są tego powody?
Jest ich kilka. Przede wszystkim bardzo słaba jest obsada kadrowa w sądach wieczystoksięgowych. Są to najczęściej ludzie młodzi z małym doświadczeniem. Dla danej sprawy więc zamiast jednego potrzebują trzy miesiące. Dam prosty przykład. Jeżeli pojawiają się wątpliwości, zawsze można napisać postanowienie wzywające do złożenia wyjaśnień lub uzupełnienia braków we wniosku wieczystoksięgowym. Tymczasem sprawę oddalają. A szkoda. Znacznie skróciłoby to czas postępowania.
Na pewno postępowaniu wieczystoksięgowemu nie pomaga koronawirus. Nie uważam jednak, że można nim tłumaczyć wszystko. W odróżnieniu od wielu innych instytucji i urzędów sądy wieczystoksięgowe procedują niejawnie, czyli bez udziału stron w większości wypadków. Nieobecność stron w realu nie powinna być przeszkodą i tak bardzo opóźniać rozpatrywanie wniosków.