Polscy najemcy to niejednorodna grupa. Zwykło się myśleć o nich jako młodych, niezależnych singlach. Tymczasem aż 40 proc. tej grupy to rodziny z dziećmi. Dziś najem instytucjonalny to nie tylko oferta, w której dominują kawalerki w centrach największych metropolii, ale także większe mieszkania na osiedlach z dobrą infrastrukturą poza Warszawą, Krakowem czy Trójmiastem.
Chęć posiadania własnego M jest w Polakach bardzo silnie zakorzeniona. Co spowoduje obniżenie presji na własność? Zdecydowanie czynnik ekonomiczny. Nic nie wskazuje, by ceny mieszkań w Polsce przestały rosnąć. Jeśli porównamy średni koszt metra kwadratowego na rynku pierwotnym z początku tej dekady do obecnych cen, to okazuje się, że wzrost sięga nawet 60 proc. Dziś średni koszt zakupu mieszkania o powierzchni 50 mkw. w stolicy wynosi ponad 800 tys. zł, niewiele mniej trzeba zapłacić za ten sam metraż w Krakowie czy Trójmieście. Ceny mieszkań rosną niezmiennie z uwagi na niższą dostępność gruntów, wyższe koszty materiałów budowlanych i wykonawstwa. Brakuje więc czynników mających prowadzić do obniżenia cen. Zatem coraz więcej osób będzie zmuszonych najmować z powodów finansowych. Podobna sytuacja ma miejsce w innych krajach Europy Zachodniej, gdzie możliwość posiadania mieszkania własnościowego jest przeważnie niższa niż obecnie w Polsce. Spodziewamy się wzrostu grupy najemców motywowanych ekonomicznie. Budowanie oferty – zwłaszcza najmu instytucjonalnego – będzie alternatywą.
Jednak najem nie musi być smutną koniecznością. Jak wskazuje raport „Dekada polskiego rynku najmu”, w którym znalazło się pierwsze badanie preferencji polskich najemców, aż 15 proc. korzystających z najmu instytucjonalnego traktuje tę ofertę jako docelową formę zamieszkiwania. Można powiedzieć, że to niewiele, ale biorąc pod uwagę, że najem od firmy ma w Polsce dopiero dziesięć lat i na koncie kilkanaście tysięcy mieszkań, to jest to bardzo dobry wynik. Nasz rodzimy PRS jest nadal stosunkowo słabo znany i musi zmagać się z narosłymi wokół niego mitami. Tymczasem chcemy, by najemcy czuli się „jak u siebie”. Łączy nas wspólny cel – chcemy, by lokatorzy postrzegali najem w sposób długoterminowy, bo to sprawi, że zwiążą się z nami na dłużej. Profesjonalne podmioty nie mogą sobie pozwolić na niezapowiedziane kontrole czy niejasne i niestabilne warunki. Wierzę, że rynek PRS ma szansę zmienić postrzeganie najmu jako etapu przejściowego na drodze ku upragnionej własności.
Dziś rynek PRS nie ma problemów z pozyskaniem najemców. Biorąc pod uwagę obecną kilkunastotysięczną ofertę praktycznie cały ten zasób pozostaje wynajęty. A skoro jest popyt, to za nim będzie następowała podaż nowych projektów. Jednak tu nie spodziewamy się skokowego wzrostu w perspektywie najbliższych kilku lat. Prognozy dotyczące rozwoju tego segmentu rynku opracowywane jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie wskazywały, że do końca tej dekady polski PRS będzie liczył około 100 tys. mieszkań. Dziś wiemy, że ten rozwój będzie następował, ale w wolniejszym, niż zakładano wówczas tempie. Wśród głównych barier jest nie tylko wysoki koszt finansowania czy koszty realizacji, ale także dostępność gruntów pod nowe inwestycje mieszkaniowe. Spodziewam się, że polski PRS – dziś skoncentrowany w dużych miastach – będzie poszukiwał lokalizacji w tzw. obwarzankach i poza miastami tzw. wielkiej piątki. Zdajemy sobie sprawę, że najprawdopodobniej jeszcze przez wiele najbliższych lat będziemy jedynym funduszem oferującym mieszkania w najmie instytucjonalnym w Nowym Targu czy we Wrześni, ale wierzę, że nasze nowe inwestycje w Lublinie czy Szczecinie przetrą szlaki kolejnym inwestorom.
Na pytanie: „Co skłoniłoby Polaków do częstszego wynajmu mieszkań?” nasza odpowiedź brzmi – profesjonalizacja i standaryzacja najmu. Poczucie bezpieczeństwa i przewidywalność przyszłości są tu kluczowymi czynnikami. Jeżeli najemca będzie mógł je poczuć w mieszkaniu, które nie jest jego własnością, to będzie oznaczało, że jest to dobry produkt. Należy o PRS myśleć jak o usłudze, stale zwiększając ofertę mieszkań komfortowych i funkcjonalnych, a ponadto odpornych na upływ czasu – również pod względem architektonicznym oraz urbanistycznym.