Warto spróbować na przykład rozgrzewającej szkockiej cullen skink (pochodzi z miasteczka Cullen na północno-wschodnim wybrzeżu Szkocji), czyli zupy rybnej na bazie wędzonego łupacza, ziemniaków i cebuli, z dodatkiem mleka i śmietany. Jest zawiesista, pożywna i świetna w zimne dni.
Szwajcarzy rozgrzeją nas fondue, czyli kociołkiem przygotowanym z gorącego sera (emmentaler i gruyere), czosnku i białego wytrawnego wina lub wytrawnego kirszu. Jada się je bezpośrednio z garnka caquelon, zanurzając w masie nabite na specjalny widelec pieczywo. Doskonałe danie po powrocie z zimowego spaceru.
Natomiast zaprawieni w mrozach Finowie na rozgrzewkę sięgają po karjalanpaisti – karelski kociołek mięsny. Kiedyś przyrządzany był z mięsa renifera lub łosia. Dziś używana jest wieprzowina, wołowina i cielęcina, a także dziczyzna. Mięso marynuje się w fińskiej wódce, dodaje warzywa i lubczyk, po czym piecze kilka godzin, do odparowania cieczy. Karjalanpaisti podaje się z ziemniakami lub żytnim, gruboziarnistym chlebem z fińskim masłem.
Takie potrawy mogą uchronić nas przed przeziębieniem. Jeżeli rozejrzymy się po kuchniach różnych narodów, możemy znaleźć sporo ciekawych smaków, a gdy posłuchamy dietetyków, okaże się, że nie tylko zjemy coś fantastycznego, ale jeszcze zadbamy o zdrowie.
Dietetyk Katarzyna Blażejewska-Stuhr podkreśla, że zupy i gotowane warzywa rozgrzewają organizm, mają mało kalorii, a dużo witamin i minerałów. Jak mówi, najlepiej sięgać po produkty lokalne i sezonowe, ale „jeżeli ktoś ma ochotę na rozgrzewające potrawy kuchni azjatyckiej, to szczególnie zimą jestem za!".