Rzeczpospolita: Panie profesorze, mija 38 lat funkcjonowania Krakowskiej Kliniki Kardiochirurgii. Tyle ciężko przepracowanych dni i bezsennych nocy spędzonych na bloku operacyjnym, pewnie w dyżurce i na salach z chorymi – czuje pan sentyment, radość, dumę czy żal?
Jerzy Sadowski: Patrząc na całokształt mojej kariery lekarskiej, nie wiem, czy nazwałbym to, co dziś czuję, dumą, bo duma brzmi nieskromnie, ale przede wszystkim czuję satysfakcję z tego, co dane mi było przeżyć przez te lata. Byłem świadkiem wielu rewolucji w tej dziedzinie, sam również dokonałem w niej innowacyjnych zmian, narażając się wówczas na krytykę kolegów – niedowierzających w powodzenie moich przedsięwzięć. Każdego dnia mierzyłem się ze słabościami naszych pacjentów, ale także z naszymi ograniczeniami.