– W Warszawie dowcipnisiu. Mama była słodka, a tata?
– Skryty, zimny.
– Myślisz, że jesteś do niego podobny?
– Tak.
– Dlaczego?
– Bo jestem nieprzyjemny, uparty, ambitny ponad miarę...
– ... i skromny.
– I o sobie mam pojęcie duże. Można powiedzieć, że jestem wykapany ojciec.
– Byłeś zabijaką czy grzecznym chłopcem w białych podkolanówkach?
– Raczej zabijaką. Miałem swoją pakę na podwórku, zbieraliśmy drużynę i graliśmy w piłkę.
– Czym się bawiłeś jako dziecko?
– Normalnie – miałem samochody, lokomotywy...
– Drewniane?
– Drewniane, metalowe albo składane.
– Chętnie wracasz myślami do tamtych czasów?
– Nie bardzo.
– Dlaczego? Ludzie z reguły lubią wspomnienia z dzieciństwa.
– Może dlatego, że myśmy się nie rozczulali nad sobą.
– Czy twoi rodzice lubili się bawić?
– Lubili, zwłaszcza mama. Ojciec był potem dygnitarzem, to musiał sobie kupić frak i cylinder. Chodzili na zamek do Mościckiego.
– Do prezydenta?
– Tak, wydawał rauty, tak jak dziś. Chyba.
– A ty z kim wtedy zostawałeś?
– Mieliśmy gosposię oczywiście.
– Oczywiście. A w co ubierała się twoja mama?
– Teraz sobie przypomniałem, że jej ulubiony kolor to był electric blue, taki chabrowy, ostry niebieski. Miała długą, koronkową suknię i na te rauty u Mościckiego electric jechał.
– A czego cię rodzice nauczyli?
– Żeby zawsze mówić prawdę.
– I udaje ci się?
– W większości wypadków. Tylko ciebie oszukuję.
– Dziękuję.
Tekst z archiwum tygodnika Plus Minus
, maj 2011