Ceremonia otwarcia igrzysk w Paryżu wymagała czegoś więcej niż mylenia nazw krajów i dyscyplin, w czym celowali komentatorzy TVP, m. in. Przemysław Babiarz, nazywający „Imagine” Johna Lennona „komunistyczną piosenką” – po raz drugi.
Chciałbym wierzyć, że kierował się niewiedzą o songu, który Lennon napisał nie po to, by być ofiarą telewizji w stylu ojca Rydzyka, lecz by nigdy więcej Bóg, religia, narody, granice nie były powodem wojny.
W sumie na tym polegają igrzyska, a gdyby trwały dłużej niż zawody sportowe – wojny nie byłoby naprawdę. Dlatego nie zaproszono do Paryża reprezentacji Rosji Putina. A było miejsce dla Ukrainy, która broni swoich granic, lecz nie używa cerkwi do imperialnych celów, tylko krzewienia swojej tożsamości.
Czytaj więcej
Deszcz mógł rozmyć zuchwały, francuski plan uwodzenia świata, ale ceremonia otwarcia igrzysk olim...
Wielkim widowiskiem trwającym trzy godziny Paryż po raz pierwszy od stu lat (w stulecie pierwszych paryskich igrzysk) odbiera tytuł stolicy świata Nowemu Jorkowi. Nie wspominając o arabskich i azjatyckich tygrysach, walczących o palmę pierwszeństwa, gdy za petrodolary kupują tylko kopię Luwru, zamiast tworzyć własne symbole. Z tak bardzo kiedyś krytykowaną piramidą przed Luwrem.