8 stycznia w swoje urodziny David Bowie wydał album „Blackstar" z kompozycją „Łazarz". Można ją było odczytywać jako manifest artystycznego zmartwychwstania i powrotu do muzyki.
Krótkie było to przebudzenie, bo 10 stycznia już nie żył, a teraz „Łazarz" brzmi jak ironiczne pożegnanie artysty pisane z zaświatów, m.in. o tym, że pozostawił na Ziemi telefon komórkowy.
Testament
Walcząc od półtora roku z nowotworem, zdążył stworzyć artystyczny testament. Światowej sławy reżyser Ivo van Hove – premiera jego „ Łaskawości Tytusa" Mozarta odbędzie się 16 stycznia w Operze Narodowej w Warszawie – zaprezentował 7 grudnia w New York Theatre Workshop sztukę Davida Bowiego i Endy Walsha „Łazarz".
Spektakl oparty jest na opowiadaniu „Człowiek, który spadł na ziemię". Na jego podstawie reżyser Nicolas Roeg zrobił w 1976 r. kultowy film. Ale reżyser czerpał też z życia i albumu muzyka „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars" (1972 r.). Wokalista sportretował przybywającego na Ziemię kosmitę Ziggy'ego Stardusta, który stał się rockową gwiazdą i idolem. Paradoksalnie odpychającym, samotnym, śpiewającym o bólu.
Film Roega nazwano „kokainową fantazją", a Bowie zagrał w nim główną rolę – kosmity poszukującego na naszej planecie wody. Zagrał też siebie samego. Tak jak na albumie o Ziggym. Zresztą rola kosmity, który dusi się we własnym świecie, dlatego szuka życia w nowych okolicznościach i jedynie cudem ucieka śmierci, wypełniała całe jego życie.