Kiedyś jedynym takim miejscem były tzw. food courty, czyli gastronomiczne strefy w galeriach handlowych. Ich powierzchnia i liczba klientów rosną, choć nie należą do miejsc słynących z wybitnej kuchni. Jada się w nich przy okazji zakupów lub wyjścia do kina.
Za to wypady na zloty food trucków to już specjalne, celowe eskapady. Pierwszy zlot busów i półciężarówek przystosowanych do przygotowywania i serwowania jedzenia odbył się w 2013 roku w Warszawie. Dziś takie zloty organizowane są w wielu miastach Polski, i to nie tylko latem. Jak donosi foodtruckportal.pl, od marca do czerwca br. odbędzie się aż 17 tego typu imprez, w tym trzy organizowane po raz pierwszy. Te trzy premiery (Włocławek, Żory, Sieradz) najlepiej świadczą o rosnącej popularności zlotów. Największe z nich, jak planowane na 1–2 kwietnia na Stadionie Narodowym w Warszawie „Żarcie na kółkach", gromadzą wielotysięczne rzesze miłośników hamburgerów, tybetańskich pierożków, kubańskich kanapek czy wietnamskich specjałów. I choć w większości przypadków foodtruckowa kuchnia jest prosta i szybka, to każdy, kto jej próbował, wie, że idzie za nią niespotykany w sieciowych fast foodach smak. Wielka popularność food trucków sprawia, że część mobilnych kucharzy oferuje własne stacjonarne restauracje i bistra – jak warszawski Viet Street Food czy Pogromcy Meatów.
Ten sam trend to znane z Warszawy, Poznania i wielu innych miast targi śniadaniowe. Organizatorzy szacują, że na ich imprezach bywa co weekend ponad 20 tys. osób, głodnych nowych smaków i towarzystwa. Jedzenie oferowane na targach pochodzi od doskonałych lokalnych producentów i restauratorów, starannie dobieranych przez organizatorów. Część dostawców zmienia się co tydzień, co powoduje, że sobotnie śniadania w plenerze niczym magnes przyciągają miłośników dobrego jedzenia.
O ile na targach śniadaniowych sprzedaje się również produkty spożywcze, o tyle w Nocnym Markecie, elektryzującym przez zeszłoroczne lato całą hipsterską (i nie tylko) Warszawę, wystawiają się przede wszystkim restauracje i food trucki. Czego tu nie można było zjeść! Od wyszukanych hot dogów Dogidog, przez doskonałe orientalne buny The Cool Cut, po małe dania warszawskiego MOD-a i... świeże ostrygi, wyłowione dzień wcześniej w Normandii i dostarczane przez Pana Homara. Do tego przenośny wine bar i cudowne miejsce na peronach opuszczonego Dworca Głównego.
Kolejnym wielkim hitem „zbiorowego żywienia" jest nowa Hala Koszyki.