"Rzeczpospolita": Założył pan zespół ze szkolnym kolegą K.K. Downingiem 48 lat temu. Jakie prowadziliście wtedy życie?
Ian Hill: Byliśmy bardzo młodzi, wielu z nas grało w młodzieżowych zespołach, ale rozpoczynaliśmy przecież dorosłe życie i trzeba było podejmować niełatwe decyzje, co będziemy robić w przyszłości. Kochaliśmy grać, ale trzeba było się utrzymać, a to nie było łatwe. Pamiętam to dobrze, bo żeby zająć się muzyką, musiałem zrezygnować z pracy. Dorabiałem daleko od domu jako nocny stróż dwie–trzy noce w tygodniu. To nie dało się pogodzić z próbami i występami. Byłbym wykończony. Ale rezygnując z pracy, zdecydowałem się na życie z dnia na dzień.