Jestem zszokowana, że za szkołę rodzenia będę musiała zapłacić z własnej kieszeni, bo nie jestem zameldowana w stolicy – opowiada ciężarna 25-letnia Paulina, która na początku tygodnia próbowała zapisać się na zajęcia. – Nie mam szans na meldunek w Warszawie, bo wynajmuję mieszkanie. Będę więc musiała zrezygnować ze szkoły, bo nie stać mnie na wydatek kilkuset złotych – dodaje.
[srodtytul]Na fali popularności[/srodtytul]
Podobny problem może mieć nawet kilkanaście tysięcy pań w ciąży, które od lat pracują, uczą się i mieszkają w Warszawie, ale są zameldowane w innych miastach. Do tej pory miały zapewnioną bezpłatną szkołę rodzenia i opiekę lekarzy wraz z kompletem niezbędnych badań przez cały okres ciąży. Jeśli po Nowym Roku będą chciały skorzystać z miejskich programów: „Szkoła rodzenia” oraz „Zdrowie, mama i ja”, będą musiały zameldować się w Warszawie. Inaczej wyłożą kilka tysięcy złotych na prywatną opiekę. Wszystko przez zmianę przepisów. Stołeczni radni głosowali za tym, by w programach miejskich dla ciężarnych uczestniczyły tylko panie zameldowane w stolicy na stałe lub czasowo bądź też przebywające w domu dla matek z małoletnimi dziećmi i kobiet w ciąży.
– Dotychczas prawo do bezpłatnej szkoły rodzenia i korzystania z programu „Zdrowie, mama i ja” miały też panie, które były zatrudnione lub studiowały w stolicy – wylicza Agnieszka Gibalska-Dembek ze Szpitala św. Zofii.
W obu programach brało udział nawet 50 proc. pacjentek spoza stolicy. Cieszą się ogromną popularnością. Liczba pań, które z nich korzystają, rośnie z roku na rok. Na szkołę rodzenia w 2006 r. zdecydowało się 4705 pań, a w 2008 r. już 5524. W tym roku liczba uczestniczek przekroczyła 13 tys.