Basista Kris Novoselic powiedział, że gdyby nie Faith No More, nie było Nirvany. Co ciekawe, w grupie próbowała sił partnerka Kurta Cobaina, czyli Courtney Love. Ale zespół złapał wiatr w żagle, dopiero gdy w składzie pojawił się jeden z najoryginalniejszych rockowych wokalistów ostatnich dekad – Mike Patton. Współtworzył trzeci album „The Real Thing" z 1989 roku, na którym grupa dokonała fuzji rocka, rapu i monumentalnych brzmień.
Nigdy nie byli przesadnie skromni, co podkreślał ostatni – jeszcze do niedawna – krążek „Album of the Year" z 1997 roku. Ale też nie byliby sobą, gdyby nie przewrotne, ironiczne poczucie humoru Mike'a Pattona. Wokalista, znany również z wielu eksperymentów, lubi się pokazywać jako Caruso epoki rocka. Kiedy ostatnio był w Polsce, zażądał białej sceny wyściełanej bukietami kwiatów i pojawił się na niej w białym garniturze, w kapeluszu, z laseczką. Bawił fanów parodiami operowego belcanto. Błaznował, udając schorowanego staruszka. Ale z jaką mocą śpiewał największe hity Fait No More „Midlife Crisis", „Ashes to Ashes", „Last Cup of Sorrow".