"Rzeczpospolita": OFF Festival odbędzie się już dziesiąty raz. Pamięta pan ten pierwszy?
Artur Rojek: Zaczynałem w rodzinnych Mysłowicach, w kąpielisku Słupna. Nie miałem doświadczenia w organizacji. Wiedziałem jednak, że rynek jest trudny, brakuje zróżnicowania muzycznej oferty. To był czas Inwazji Mocy RMF FM i Lata z Radiem Zet, dlatego bilety nie mogły być drogie. Kosztowały 30 zł. Mój budżet był mikroskopijny. Kiedy poznałem stawki zagranicznych gwiazd, m.in. Iana Browna i Primal Scream, okazało się, że stać mnie na dwóch artystów i nic więcej. Zagrali więc głównie polscy. Dziś na festiwalu występuje 100 zespołów w ciągu trzech dni, a wśród nich duże światowe nazwiska. Gościmy co roku 15 tysięcy fanów, a marka festiwalu jest rozpoznawalna na świecie.
Jakie doświadczenie było najważniejsze w 2006 roku?
Zajmowałem się wszystkim, rozmawiałem z każdym współpracownikiem, z dostawcą jedzenia, wody czy przenośnych ubikacji. Jeden z nich powiedział mi: „Fajny ten twój festiwal. Niedrogi. 30 zł. Przyjechałem, fajna łąka, wypiłem piwko, zjadłem kiełbaskę". Poczułem, że nie o to mi chodzi, że muszę iść mocniej pod prąd oczekiwaniom, żeby OFF nie był imprezą dla przypadkowych ludzi.
Co dziś jest największym kapitałem? Wierna publiczność, niezależność?
I jedno, i drugie. Od 2010 roku współpracuję z miastem Katowice. Nasza umowa obowiązuje do 2018 roku. To wyjątkowe miasto, dobrze zarządzane i szanujące kulturę. Po borykaniu się z mysłowickimi radnymi, którzy traktowali OFF jak sól w oku, Katowice dodały nam skrzydeł. Ale wsparcie miasta to jeden z elementów budżetu. Co roku moja walka o pieniądze zaczyna się od nowa.
Jakie są największe osiągnięcia artystyczne?
Cieszę się, że udało mi się utrzymać niezależną formułę. Nigdy nie podejmowałem koniunkturalnych decyzji, dlatego zachowaliśmy wiarygodność. W ubiegłym roku magazyn „Time" uznał nas za jeden z 14 najciekawszych festiwali na świecie. Zawsze prezentowaliśmy skrajnie różne odmiany muzyki niezależnej. Chciałem, żeby OFF był miejscem, które daje szansę posłuchania artystów dopiero wyrastających na ważne postaci i takich, których inne festiwale nie mają odwagi zaprosić. To się udało, na OFF Festivalu po raz pierwszy zagrali muzycy The National. Podobnie było z My Bloody Valentine czy Flaming Lips. Doprowadziliśmy do reaktywacji wielu zespołów – Something Like Elvis, Lenny Valentino, Kobiety. A także premier specjalnych projektów: Zbigniew Wodecki i Mitch & Mitch, Chrome Hoof zagrał muzykę z „Hydrozagadki", a Mikołaj Trzaska z filmu „Róża". Nawiązaliśmy współpracę z legendarnym amerykańskim Radiem KEXP, które w tym roku nada koncerty polskich artystów.