W „Rz” napisaliśmy, że Agnieszka K. i jej konkubent Marek Ł. nie czekając aż kuratora odbierze im noworodka, uciekli ze szpitala i zamknęli się we własnym domu. Ostatecznie jednak obeszło się bez interwencji policji. - Rodzice sami przyszli na komisariat. Chcieli zgłosić kradzież koca. Miało do niej dojść pięć lat temu - wyjaśnia Jarema Sawiński, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Funkcjonariusze powiadomili sąd, który wcześniej zadecydował o odebraniu chłopca. Dziecko zostało umieszczone w ośrodku opiekuńczym. Tam poczeka na ostateczne decyzje w sprawie odebrania parze praw rodzicielskich. Agnieszka K. trafiła do szpitala, skąd jednak została wypuszczona na własne żądanie.
Historią pary z Poznania jako pierwsza na początku stycznia opisała „Rz”. Agnieszka K. i Marek Ł. mieszkają w domu na Podolanach. Kobieta urodziła już siedmioro dzieci. Jedno z nich zmarło, pozostałe odbierał sąd. Według niego rodzice są wychowawczo niewydolni - nie pracują, nie są ubezpieczeni, mieszkają w domu bez podłóg, bieżącej wody, ogrzewania, w dodatku całkowicie izolują się od społeczeństwa. Ich dzieci - według opinii kuratora i pracowników socjalnych - były skrajnie zaniedbane.
Po stronie Agnieszki K. i Marka Ł. stanął dr Tomasz Sioda, ordynator oddziału noworodkowego Szptala Wojewódzkiego w Poznaniu. - Państwo nie powinno działać tak brutalnie. Nie można odbierać dzieci matce, która jest nimi silnie związana - argumentował.