Tekst z tygodnika "Uważam Rze"
We własnej autobiografii pt. „Z głowy" pisarz Janusz Głowacki chwali się krytyką, jaką w czasach PRL obdarzył go Zdzisław Andruszkiewicz, kierownik Wydziału Prasy KC PZPR: „Głowacki odrzuca społeczne funkcje literatury, jej obowiązek uczestniczenia w socjalistycznej świadomości". „Zupełnie wystarczy – pisze działacz partyjny – jeśli literatura będzie budzić wątpliwości, zmuszać do refleksji". Okazuje się, że komunista chwalił go na wyrost, bo pół wieku później z determinacją wychowanka gomułkowskiego realizmu socjalistycznego „Głowa" tworzy kanon realizmu postkomunistycznego. Gwałci wątpliwości i zagłusza refleksję. Dwa lata temu Głowacki wydał „Good night Dżerzi" – biografię Jerzego Kosińskiego, którego fenomenalny sukces polegał na tym, że jak pisał krytyk, „wyczuł kraj i czasy. Wiedział dokładnie, co się sprzeda, co kupią wszyscy, w czym się zakochają". Teraz postanowił tę samą metodę zastosować dla własnego zysku, pisząc scenariusz do najnowszego filmu Andrzeja Wajdy pt. „Wałęsa" (blisko 100-stronicowa „wersja uzupełniona – robocza" z 28 marca 2012 r.).
Intencja twórców
Ale czy czytelnik lub historyk, a nie krytyk filmowy, ma w ogóle prawo oceniać scenariusz filmu, tym bardziej takiego, który jeszcze nie powstał? Odpowiadam – tylko wówczas, gdy twórcy filmu z góry zapewniają, że film nie jest dziełem czysto fabularnym, ale rodzajem paradokumentu opowiadającego historię prawdziwą. O tym filmie Andrzej Wajda mówił: „To jest najtrudniejszy film, jaki będę robił w życiu. [...] Chcę nadać mu charakter tego świata, który odszedł, którego już nie ma. Nawet gdybym miał do dyspozycji najnowsze zdobycze technologii, nie chciałbym tworzyć w sposób sztuczny obrazu tamtych czasów". „Filmowa opowieść rozpocznie się od udziału młodego robotnika w wydarzeniach grudnia '70 na Wybrzeżu. Skończy – słynnym wystąpieniem prezydenta w amerykańskim Kongresie w listopadzie 1989 roku, które rozpoczął od słów »My, naród«. [...] W filmie pojawią się materiały archiwalne, które będą współistnieć z fabułą, aby dać świadectwo prawdzie. [...] To nie może być film oparty tylko na aktorach. W archiwalnych sekwencjach pojawi się wiele postaci historycznych, uczestników tamtych wydarzeń. Te materiały, nie tylko polskie, będą wspierać film i nadawać mu prawdę".
I rzeczywiście, scenariusz zawiera wiele scen dokładnie opisanych w źródłach (dokumentach partyjnych i SB) oraz relacjach świadków. Więcej – zawiera całe sekwencje oryginalnych zapisów z ulic Gdańska w Grudniu '70. Tyle że traktuje te źródła i tę dokumentację archiwalną nad wyraz „twórczo", czyli jednostronnie i wybiórczo, a czasem nawet absolutnie fałszywie.
Zabieram głos właśnie dlatego, że przez lata badałem historię Grudnia '70 i Lecha Wałęsy, poznałem też wielu uczestników trójmiejskiej rewolty 1970 r. Przekłamań i przeinaczeń jest tak wiele, że nie sposób ich omówić w niezbyt długim tekście. Spośród licznego katalogu nonsensów, jakie zawiera scenariusz, zwracam uwagę jedynie na te, które stoją w sprzeczności z wiedzą historyczną.