Fragment wywiadu z archiwum "Rzeczpospolitej"
Co dokładnie wydarzyło się w nocy z 5 na 6 października 1971 roku w Opolu?
Jerzy i Ryszard Kowalczykowie wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Miała się tam odbyć akademia z okazji święta Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa. Planowano nagrodzić na niej funkcjonariuszy, którzy strzelali do robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.
Jak bracia tłumaczyli swój czyn?
Jerzy Kowalczyk utrzymywał, że jedna z przyczyn miała charakter polityczny – antykomunizm. Kroplą, która przelała czarę goryczy, był fakt, że w auli świętować miał m.in. podpułkownik Julian Urantówka, od pół roku komendant wojewódzki MO w Opolu. Wcześniej był on komendantem wojewódzkim MO w Szczecinie i ponosił odpowiedzialność za wydarzenia Grudnia ,70, w wyniku których 16 osób poniosło śmierć. Jerzy Kowalczyk uważał, że nagradzanie funkcjonariuszy tego pokroju jest czymś niemoralnym, niesprawiedliwym i haniebnym. Dlatego bracia dokonali zamachu, wcześniej sprawdzając starannie, czy wybuch nikomu nie zagrozi.