Aby nie pozostał żaden znak zapytania

O procesie Katarzyny W. opowiadała dla "Rz" Piotr Kruszyński, adwokat, specjalista z zakresu prawa procesowego

Publikacja: 04.09.2013 02:56

Aby nie pozostał żaden znak zapytania

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Rz: Zakończył się wczoraj głośny proces poszlakowy Katarzyny W. Czym w ogóle jest proces poszlakowy?

Piotr Kruszyński:

Zacznijmy od tego, że wbrew temu, co się potocznie myśli, poszlaka jest również dowodem – tyle że tzw. dowodem pośrednim. To jest fakt uboczny, który sam z siebie nie przesądza o winie. W procesie poszlakowym nie ma więc bezpośrednich świadków, nagrania z przebiegu zdarzenia itp. Sąd za to musi ustalić stan faktyczny na podstawie innych okoliczności.

Czy nasze sądy często prowadzą takie procesy?

Dla wielu to pewnie będzie zaskoczeniem, ale większość spraw to są właśnie procesy poszlakowe.

Co jest uznawane za poszlakę?

Na przykład odciski palców pozostawione na miejscu zdarzenia. W przypadku procesu Katarzyny W. był to protokół z sekcji zwłok, opinie biegłych oraz fakt ukrycia ciała dziecka.

Co jest charakterystyczne dla procesów poszlakowych?

Po pierwsze, trwają one z zasady dłużej i są trudniejsze. W przypadku procesu poszlakowego obrońcy mogą podważyć praktycznie wszystko. Oczywiście, gdy mamy świadków czy nagranie zdarzenia, to też można kwestionować dowody: że świadkowie kłamią czy mylą się, a taśma została podrobiona. Jednak jest to zdecydowanie trudniejsze. Pamiętajmy tylko, że by móc kogoś skazać w procesie poszlakowym, to nie powinien pozostać żaden znak zapytania. Poszlaki powinny składać się na zamknięty ciąg zdarzeń, by każda inna możliwa wersja została ostatecznie wyeliminowana. Dlatego taki proces jest dla sądu prawdziwym wyzwaniem.

Z badań robionych wśród adwokatów wynika, że są oni przekonani, iż przynajmniej 25 proc. procesów poszlakowych kończy się skazaniem niewinnej osoby.

Pomyłki sądowe zdarzają się wszędzie. Dla przykładu, kiedy w Stanach Zjednoczonych wprowadzono badania DNA, to okazało się, że na karę śmierci zostało skazanych kilkadziesiąt niewinnych osób. Nie wiem, czy aż 25 proc. spraw kończy się skazaniem niewinnych, to tylko intuicja adwokatów, ale przypomnę, jak to wyglądało jeszcze w PRL, gdy najwyższym wymiarem kary była kara śmierci. Wtedy była taka niepisana, nieuwzględniona w żadnym akcie prawnym umowa między sędziami, że nie wymierza się kary śmierci w sprawach opartych na dowodach z poszlak. Chodziło właśnie o to, by w razie pomyłki sądu można było jeszcze naprawić jego błąd, więc nie wymierzano kary, która jest nieodwracalna. Jednak dziś tego problemu już nie ma, bo ostatni wyrok śmierci wykonano w maju 1988 roku.

Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”