O czym opowiadasz na scenie?
O sobie. Mam tyle doświadczeń, tylu ciekawych ludzi spotkałam i miałam tyle przygód. Wypływa to ze mnie. Ale napędza mnie przede wszystkim poczucie, że kobiety, szczególnie dojrzałe, potrzebują usłyszeć, że są jeszcze coś warte, że życie jeszcze może być ciekawe i pełne. Współczesne czasy dały nam 20, czasem 30 lat więcej życia, więc musimy zawalczyć, by nie spędzić ich w przygaśnięciu gdzieś na marginesie.
Ty na żadnym marginesie nie przebywasz, mimo swoich prawie 70 lat.
Ja? Wstaję codziennie i czuję ogromną radość. Rozpiera mnie. Nie wiem, jak to możliwe, ani skąd to się bierze, ale naprawdę żyję w ciągłej euforii. Jak się widzi świat pięknym i siebie w nim szczęśliwym, to siła tej wizji ma wpływ na to, jak nasze życie wygląda.
Można by zobaczyć twój świat inaczej. Np. gatunek muzyczny, który uprawiasz, to dziś klasyka, nie jest już wiodącą awangardą. Żyjemy w postjazzowym świecie. W Blue Note już jazzu nie grają...