W Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia rozpoczął się w piątek proces w trybie przyspieszonym dwóch dziennikarzy – reportera telewizji Republika Jana Pawlickiego i fotoreportera PAP Tomasza Gzella.
Policja oskarża ich o naruszenie miru domowego w siedzibie PKW podczas czwartkowego protestu okupacyjnego. Mieli oni nie opuścić budynku mimo wezwań funkcjonariuszy i administracji obiektu. Dziennikarze nie przyznali się do winy. Twierdzą, że relacjonując przebieg protestu i jego zakończenie, wykonywali tylko swoje obowiązki i nie uczestniczyli w okupacji PKW.
– Wychodząc z sali, chciałem jeszcze poprosić dowódcę akcji o wypowiedź do kamery. Wtedy wydał polecenie zatrzymania mnie, po czym odwrócił się i wyszedł – wyjaśniał podczas rozprawy Pawlicki, a Gzell tłumaczył, że w momencie zatrzymania był już w kurtce, robiąc ostatnie zdjęcia. – Byłem jednym z pierwszych, którzy chcieli wyjść – podkreślał.
To prawda. Moment jego zatrzymania uchwyciły kamery TVN 24. Na filmie widać, że gdy Gzell jest wyprowadzany z sali, inni dziennikarze wciąż filmują akcję policji i robią zdjęcia wynoszonym z sali konferencyjnej. Ich jednak nie zatrzymano.
W siedzibie PKW Gzell był już kilka godzin przed protestem. – Dyżur zacząłem około godz. 14. Miałem robić zdjęcia na jedynej zaplanowanej tego dnia konferencji. Wchodząc, oddałem legitymację prasową i dostałem przepustkę – tłumaczył w sądzie.